niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 22

Logan

Moje myśli od dłuższego czasu zaczęły mnie uwierać, a co było najgorsze w tym, że mój mózg myślał o jednym w tej chwili. Nathan. To imię z niewiadomych mi przyczyn sprawiło na moim ciele ogromnie ciarki przechodzące  od czubka palca u nogi, aż po koniuszki moich włosów. Czemu on ? Czemu ten człowiek znów czegoś chce ? Czemu ten pieprzony pajac nie może sobie odpuścić i nie zostawi ją na zawsze w spokoju ? Czemu musi wpychać swoje śmierdzące kopyta w jej życie ?
Było już tak dobrze, a Liz już prawie o nim zapomniała. Dlaczego on tu przyszedł ? Jestem pewien, że coś kombinuje. Coś czego normalna społeczność tego nie zrozumie. Musiałem jak najszybciej podciąć jakieś działanie co do tego.
Dlatego pewnie stałem pod wielkim domem, który można zaliczyć do typowych wili, które swoją wysokością odstraszały małe dzieci w czasie kolędy. Nie chciałem pukać w brązowe ze rożnymi krętymi wzorami drzwi, ani dzwonić dzwonkiem. Musiałem zrobić zupełnie co innego niż zazwyczaj robi się przy przyjściu do kogoś do domu zanim wkroczy się do jego mieszkania.
Delikatnie i po cichu skręciłem w prawo za róg domu. Schyliłem się i na kucaka przeszyłem tak, żeby nikt nie zobaczył mnie przez okno. Czułem się jak jakiś psychopata, który robi nie wiadomo jakie rzeczy, ale szybko ta myśl się rozwiała, gdy kontem oka w środku domu dostrzegłem Nathan’a siedzącego na skórzanej kanapie rozkoszujący się tanim drinkiem. Zauważyłem także męską sylwetkę chodzącą niespokojnie po całym salonie. Gdy brunet chciał go poczęstować szklanką alkoholu on jednak odmówił. Niewiadomych mi przyczyn wydawało mi się dość dziwne. Do tego sylwetka przypominała mi pewną osobę, którą bym nie podejrzewał, że współpracuje razem z moim wrogiem.


Liz

Boje się swojego czynu, który zrobiłam ostatniego wieczoru z niewiadomych mi przyczyn ostatnio mam objawy paniki.
Pięć minut temu wzbudziłam się ze śpiączki, leżałam w tym samym pokoju co wcześniej nie przenieśli mnie na górę woleli się nie przemęczać. Pielęgniarka, która mnie pilnowała od razu powiedziała mi, że musimy natychmiast iść porozmawiać z moją lekarką prowadzącą i specjalnie dla mnie zrobi dodatkową sesje.
Bałam się, bałam się tam się udać, bo będę musiała powiedzieć jej co tak naprawdę skłoniło mnie do tego wrzasku.
Siedziałam na niewygodnym drewnianym krześle po drugiej stronie biurka czekając na lekarkę, która zjawiła się dopiero po dziesięciu minutach siedzenia tutaj.
- Witam cię Liz – zamknęła za sobą drewniane drzwi od pomieszczenia i usiadła na swoim krześle po drugiej stronię – Jak się czujesz ? – tak do pytanie było tutaj standardowe – zanim mi odpowiesz zastanów się nad swoją odpowiedzią – uśmiechnęła się w moją stronę i zaczęła wyciągać stertę papierów z szuflady obok.
Jak się czuje ? Od kand jestem tutaj, każdy każdego dnia wypytywał się o to i kazał mówić liczbę od jeden do dziesięciu jakie stadium jest mój humor. Jedynka oznaczała, że jest bardzo, ale to bardzo ze mną źle natomiast dziesiątka była oznaką całkowitego wyleczenia się tego dołka. Wiec jaka liczna odpowiadała mojemu stanu zdrowia ?
- Możliwe, że jest dobrze – mruknęłam pod nosem ledwie słyszalnie – ale też do końca nie wiem czy nie jest też źle – popatrzyłam prosto w oczy lekarce – wiec moją oceną mojego humoru jest pewnie liczba pięć, która jest połową złego i dobrego samopoczucia.
- Dobrze – napisała ostatnie zdanie w swoich notatkach po czym zamknęła zielony zeszyt i popatrzyła się na mnie – Czy chciałabyś porozmawiać ze mną ? albo z kimś z rodziny lub z jakiś przyjacielem ?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, gdyż nie wiedziałam czy chce z kimś rozmawiać o czym kol wiek.
- a czy mogła byś mi wytłumaczyć dlaczego wczorajszego dnia wybiegłaś z swojego pokoju i zaczęłaś krzyczeć ? Co się Liz stało ?
Wiedziałam, że to pytanie prędzej czy później padnie z jej ust. Co jest najgorsze nie wiem czy mam opowiedzieć jej o wszystkich rzeczach dla którego to zrobiłam czy też zostawić to dla siebie…
- Wiesz przecież, że rozmowa pomaga więc możesz ze mną o tym porozmawiać, a ja ci obiecuje, że nikomu nic nie powiem co się tak naprawdę stało. Wiesz, że obowiązuje mnie tajemnica zawodowa.
Niby miała racje, ale sama nie wiedziałam
- Zrobiłam tak booo…- szukałam dobrego rozwiązania w swojej głowie – przyśniła mi się pewna sprawa…, która wyglądała strasznie realistycznie..
- Jaki by to sen ? – spytała mnie po dłuższym moim milczeniu
- Boje się o nim mówić…boje się, że może się to zdarzyć naprawdę, a tego nie chce gdyż chce jeszcze żyć..
- Liz co masz na myśli mówiąc te słowa ? – poprawiła się na obrotowym krześle i popatrzyła mi prosto w oczy szukają zapewne w nich jakieś odpowiedzi – możesz mi zaufać – dodała

- Bo… przyśnił mi się mój były chłopak.. Nathan.., który chciał mnie zabić 
___________________________________________________________________
Witam was po naprawdę dłużej przerwie.. postanowiłam dokończyć rozdział który był już wcześniej rozpoczęty i w końcu go tutaj wstawić.. mam strasznie dużo pomysłów na tego bloga, ale strasznie czasem nie wiem jak zacząć jakieś rozdziały przychodzi mi to z trudnością w głowie lepiej to wszystko wygląda niż już takie zapisane na komputerze.. no ale dobra informacją dla was mam taką, że nie rezygnuje z pisania tego bloga nadal będę tutaj dodawać rozdziały, choć nie wiem czy ktoś będzie w ogóle je czytał no cóż przekonamy się...i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy które na pewno jakieś będą..