wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 15

*Liz*
Dowiedziałam się o mojej chorobie. Z początku byłam przerażona tym wszystkim. Choroba psychiczna. Tak wiele się o niej słyszy i w końcu spotyka kogoś. W tym przypadku spotkała ona mnie. Jestem sama sobie winna temu wszystkiemu. Powinnam była posłuchać ludzi wcześniej co mi mówili. Nie chciałam ich słuchać teraz mam to na co sobie zasłużyłam.
To wszystko mnie przerażało chce z tego wyjść i zacząć wszystko od nowa bez tych problemów choć wiem, ze one będą wracać, ale też wiem, że nie wszystko mi pomoże wic czy jest sens mnie leczyć ?
Byłam już przewieziona do tego ośrodka. Pierwsze wrażenie ? Strach przed samą sobą, strach przed nowym nie znanym środowiskiem, że się uda lub nie. Bałam się tego miejsca.
Byłam tam lekarka, którą jak na pierwsze spotkanie zrobiła na mnie dobre wrażenie. Zdawała się być sympatyczna kiedy prowadziła mnie do jednych sal które od dziś miał być moim nowym pokojem. Zatrzymaliśmy się przed receptą. Przy ladzie stała pielęgniarka w białym fartuchu, a na głowie miała związanego koka. Wyglądała na około 38 lat. Lekarka podała jej moje dokumenty a ta wzięła je od niechcenia i je przeglądała spoglądając na mnie. Ja do tej pory się nie odżywałam byłam zamknięta w sobie.
- Okej Liz tak ? – nie odpowiedziałam jedynie skinęłam głową twierdząco.
- Zaprowadzę ją do jej pokoju - lekarka wzięła mnie pod ramię i zaczęła prowadzić.
Początek korytarza był bez ożywienia. Wszędzie puste białe szare ściany bez niczego. Następnie zobaczyłam wnętrze w nim dużo krzeseł jak i stołów, dwie kanapy jedna żółta a druga biała, duży o ciemnym odcieniu brązu fortepian, jeden telewizor, trzy lub cztery stojące lampy i szafę z różnymi grami jak i książkami. Można wspomnieć, że było tam parę osób, które coś robiły.
- Możesz korzystać ze świetlicy codziennie od 8 do 22 na noc was zamykamy dla bezpieczeństwa. Jak już wspomniałam będziesz miała swój pokuj.
Minęłyśmy pokuj i zaczął się korytarz z dużą ilością drzwiach. Stanieliśmy przy ostatnich. Wyciągnęła w fartucha pent kluczy. Otworzyła i weszłyśmy do pomieszczenia. Było takie szare bez żadnego życia. Prawie nic tam nie było. Jedno szpitalne łóżko pościelone staranie białą kołdrą. Wyblaknięte brzozowe biurko na nim stała tylko czerwona lampka, a przy nim czarne rozkładane krzesło, było też biała umywalka i lusterko powieszone nad nim. Gdyby nie okno wszystko wydawało by się złe.
- Usiądź – rozkazała i wskazała na łóżko. Tak zrobiłam jak kazała.
- Wiem, że jest ci ciężko z tym wszystkim z tymi nowymi rzeczami, ale będzie nie długo lepiej. Teraz odpocznij. Musisz się choć chwile zdrzemnąć. Potem wpadnę do ciebie i porozmawiamy o tym wszystkim i o zasadach – uśmiechała się i mnie poklepała po ramieniu, a następnie wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Nic innego mi nie pozostało jak jej się posłuchać i się położyć.

(***)
- Jak się czujesz ? To nowe otoczenie chyba cię troszeczkę przygnębiło ? – zadała mi pytanie ta sama lekarka, która mnie tu przyprowadziła.
- Nie wiem – to pierwsze słowa które dzisiaj wypowiedziałam w tym pokoju – To wszystko jest dla mnie nowe.. – bawiłam się swoimi palcami - boje się tego, że coś może pójść nie tak jak to sobie planuję.. boję się, że wszyscy mnie od trącą na których mi najbardziej zależy i to jedynie przez moją głupotę.
- Nie musisz się tym przejmować masz naprawdę dobrych przyjaciół widać, że zależy im, żebyś wyzdrowiała inaczej by tutaj nie czekali od jakiś pół godziny na ciebie, żeby cię odwiedzić – uśmiechnęła się i położyła swoją rękę na moim ramieniu
- Czyli oni tu są ? – w moim głosie pojawiła się nadzieja – Mogła bym ich zobaczyć ?
- Oczywiście, że tak – wstała – Choć zaprowadzę cię do nich
Tak zrobiłam, chciałam ich zobaczyć. Co z tego, że wyglądam jak jakieś gówno mam nadzieje, że to zrozumieją.. przede wszystkim zrozumieją mnie.
Wyszłam razem z Loren tak miała na imię ta lekarka i skierowałyśmy się do świetlicy, w której będę po raz pierwszy. Gdy weszliśmy zobaczyłam, że niedaleko okna a koło fortepianu siedzi Logan razem z Melisą przy jednym z stolików. Bez wahania podeszłam do nich i ich przytuliłam. W takich chwilach dziękuje ze mam takich przyjaciół jak oni.
- Jak się czujesz ? – pierwsza odezwała się Melisa
- To ja was może zostawię samych na pewno macie dużo sobie do opowiedzenia – uśmiechnęła się i odeszła w stronę jakieś brunetki o piwnych oczach.
- W sumie – usiadłam na krześle koło nich – Nie wiem. To wszystko mnie troszkę przerasta nie sądziłam, że może mnie to spotkać.
- Moje biedactwo – brunetka wstała i mnie mocno przytuliła – Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś ci się stało, nie wybaczyła bym sobie tego.
- Dziękuję, że tu jesteście – poukładałam sobie sprawy w głowie i zadałam pytanie – A gdzie jest reszta dlaczego nie przyślij ?
- Chcieli i to bardzo, ale powiedzieli nam, że mogą wejść tylko dwie osoby, wiec wskazali na nas – po raz pierwszy Logan się odezwał od skąd go tu zobaczyłam wcześniej milczał jak grup. Zastanawiało mnie to bardzo. Co kryło się w jego głowie ?
- Może przyniosę z jadalni coś do picia ? – zaproponowała
- Dobrze – pokiwałam głową twierdząco, a brunet nawęd żadnej czynności nie zrobił, ani drgną.
Cisza zagościła po między nami. Dlaczego tak się zachowywały ? Co zrobiłam, że nie chce ze mną gadać jak wcześniej ? To moja wina ? W przyszłości było całkiem inaczej.. zachowywał się tak jak by coś do mnie czuł, a teraz ?
To przez to, że jestem tutaj a nie gdzie powinnam być ?
Chciałam mu to wykrzyczeć prosto w twarz !
Ale jednak powstrzymuje się… i dlaczego ? Czy coś do niego czuje lub czy w ogóle czułam ?
Jedna cząstka podkreślam już na wstępie, że jest ona bardzo mała chciała być przy nim czuć jego obecność, być przy nim gdy jest źle, a ta druga cząstka w ogóle tego nie pragnęła, nie pragnęła zostać tak samo skrzywdzona jak parę miesięcy temu, nie chciała czuć znowu tego bólu.
- Dlaczego się nie odzywasz ? – zapytał
- O to samo chciałam się ciebie zapytać – uśmiechnęłam się sztucznie
- Co jest z tobą ? – zapytał po cicho, a mino to go usłyszałam
- Co ma być ? Siedzę w tym gównie już po uszy – przerwałam – A ty nawęd nie zapytasz jak się czuje. To co zdarzyło się wcześniej było udawane, udawane do tego stopnia, żeby się bawić moimi uczuciami ?
Umilkł, żadne słowo nic chciało przez jego usta wyjść, żeby mi to wyjaśnij
- No powiedz mi to do cholery jasnej ! – wstałam i nachyliłam się nad nim
- Przyniosłam pic… - Melisa postawiła trzy szklanki z białą cieszą na stole, a Logan postanowił wyjść bez słowa – A temu co się stało ? – usiadłam, a zaraz brunetka zrobiła dokładnie to samo – Co się stało ?
- Nic wielkiego.. po prostu chciałam wyjaśnić jedną rzecz, ale on widocznie tego nie chce wyjaśniać
____________________________________________________________________
Witam was <3 Udało mi się napisać kolejny rozdział gdyż mam straszne nudy bo jestem chora, a wena mnie dopisuje ; ) W sumie rozdział chyba taki sobie jest co nie ? Jak myślicie dlaczego Logan tak się zachowuje ? :D

Trochę trzeba was zachęcić do komentowania wiec 8-12 komentarzy nowy rozdział <3

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 14



*Liz*
Całkowicie straciłam poczucie czasu. Która była godzina ? Jaki był dzień tygodnia ? Kompletna pustka w mojej głowie się czaiła. Czy to oznacza, że jestem już w tym drugim świecie ? W tym lepszym, gdzie wszystko jest na twoje żądanie ?
Trzeba otworzyć oczy i to sprawdzić. Czas się z tym wstawić.
Pierwsze co zobaczyłam to białe ściany. Niebo ? Następnie duże urządzanie i te różne kolorowe kabelki prowadzone do nikogo innego jak do mnie. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam swoje ciało. Blade, posiniaczone i po kaleczone. Zdecydowanie niebo tak nie wyglądało.
- Jak się pani czuję ? – czyjś głos wybudzał mnie do normalnego toku myślenia.
Jak się teraz czułam ? Wszystko mnie okropnie bolało. Począwszy od palców, a kończąc na końcówkach włosów. Ból był dziwny. Największy ból był na lewej ręce, nawęd nie miałam odwagi się tam popatrzeć.
W końcu musiałam temu komuś odpowiedzieć na jego zadane pytanie. Odkręciłam się w prawą stronę i zobaczyłam kobietę w białym fartuchu. Wyglądała na około 25 lat, miała blond włosy, a na czubku nosa okulary. Czułam, że jest sympatyczna i miła.
- Jakoś może być – mój głos samą siebie zaskoczył. Był strasznie ochrypnięty. Tak jak bym wydarła się w ciągu ostatnich 24 godzinach. – Wszystko mnie boli. Najgorzej lewa ręka.
- To dla tego, że są świeże rany na niej. Przy uspakajaniu pani jedna lekarka panią niechcący podrapała w miejscu gdzie były rany – powiedziała głośno i wyraźnie.
Uspakajaniu ? Co na miała na myśli ?
- Jak to ? Co zrobiłam ? – mówiłam bardzo cicho przez bolące gardło.
- Zapewne tęgo pani nie pamięta to zrozumiałe przy tej chorobie – chorobie ? Znów zagadkowe słowo – Obudziłaś się dwa dni temu i zrobiłaś niezłe zamieszanie w szpitalu. Musieliśmy cię uspakajać lecz to nie pomogło, dopiero leki zaczęły działać.
- Czyli co jest ze mną ? Przecież czegoś takiego bym nie zrobiła, a przynajmniej bym pamiętała to zdarzenie.
- Powiedziała bym ci wszystko, ale to zadanie nie należy do mnie tylko do twojego lekarza prowadzącego. Przyjdzie do ciebie jak skoczy operacie która wyszła mu pilnie. – zapisała coś w swoim brudnopisie i dodała – Wpadnę do ciebie potem zobaczyć jak się czujesz – na pożegnanie uśmiechnęła się najmilej jak umiała.

*James*
Po raz drugi zadzwonili z szpitala, ze Liz się wzbudziła. Tym razem po dwóch dniach. Znów się cieszyłem z tego powodu, ale tym razem i się bałem tego spotkania z nią. Co jeśli zobaczę ją w tym stanie jak dwa dni temu ? Zagubioną, pełną nerwów, oszołomienia. Nie chce ją w takim stanie widzieć.
Nie zadzwoniłem jeszcze do rodziców, żeby im o tym wszystkim powiedzieć. Teraz los chciał, żebym im powiedział. Nie mam już wyboru, ani ucieczki. Choć myślałem, że jest jeszcze inny sposób, żeby to wszystko rozwiązać, żeby im tego nie mówić, ale po dużym myśleniu tak będzie dla niej najlepiej tak jak i dla nas.
Znów siedziałem przy brązowym biurku, ale tym razem czekałem na lekarza prowadzącego Liz. Musiałem odbyć z nim ponownie rozmowę o chorobie dziewczyny i co będziemy z nią dalej robić. Jako jedyny z rodziny i tu obecny musiałem tu być i zdecydować za rodziców co dalej będzie z moją siostrą. Chce dla niej jak najlepiej. Chce, żeby z tego wyszła.
- Przepraszam, że pan musiał tak długo czekać – znów zobaczyłem tego samego profesora jak się nie mylę pana Garda. Usiadł wygodnie po drugiej stronie biurka – Wypadła mi pilna operacja i nie mogłem jej przełożyć.
- Nic się nie stało rozumiem to – powiedziałem to czując i zastanawiając się jak była trudna ta operacja.
- Wiec może przejdziemy od razu do rzeczy ? – nie odpowiedziałem bo wiedziałem, że to pytanie retoryczne wiec skinąłem głową informując go, żeby kontynuował dalej – Pańska siostra jest chora jak już powiedziałem wcześniej to nie normalna choroba lecz psychiczna, wiec wymaga ona leczenia. Na szczęście to można leczyć. Mało tego, nie wolno pozostawić jej samej sobie, zatem leczenie jest po prostu koniecznością. Razem z moim personelem ustaliliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie ją przewieść do szpitala psychiatrycznego.
Słuchałem tego uważnie analizując każde wypowiedziane przez lekarza słowo jak by od tego zależało moje życie.
- Jak będzie przebiegało jej leczenie ? Czy jest choć mała szansa, że ona z tego wyjdzie ? – musiałem się wtrącić. Za dużo pytań tłoczyło się w mojej głowie.
- Proszę pana szanse są zawsze w różnych dziedzinach choroby. Liz ma szczęście bo u niej wykryto ją wcześniej wiec jest w pierwszej fazie jej którą można wyleczyć. Co do samego leczenia trzeba kilku czynników miedzy innymi leczenie farmakologiczne, psychoterapia i co najważniejsze wsparcia najbliższych. – przerwał pomyślał coś i kontynuował - Początki są zawsze trudne, bo pacjent nie chce naszej pomocy ani nikogo innego. Nie możemy się podać ona musi wiedzieć, że jest dla kogoś potrzebna. Wie ucieka w inny świat właśnie dlatego, że nie chce akceptować świata rzeczywistego, bo myśli że nikt ją tutaj nie chce że jest nie potrzebna.
- Jakie są objawy choroby ? – musiałem się o to zapytać. Chciałem wiedzieć dokładnie wszystko przez co ona przechodzi
- Częstymi objawami są urojenia i omamy, natłok myśli, rzadziej zaburzenia ruchowe pod postacią stuporu, czyli całkowitego bezruchu, czy też nadmiernej ruchliwości, a nawet pobudzenia. Może również pojawić się dziwaczność w zachowaniu i ubieraniu, pewien manieryzm i stereotypia. Musze panu powiedzieć, że ona może się zmienić. Musi pan być przygotowany nawęd na najgorsze… Zgadzasz się, żeby Liz była przewieziona do tego ośrodka ?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Długo się zastanawiałem czy powiedzieć tak, ale dlaczego ? Przecież po tym może być o wiele lepiej i przede wszystkim już nie będzie brała tych narkotyków. Po przemyśleniach i wielokrotnym siebie skarceniu co jest leprze i najlepsze zdecydowałem, że Liz powcina się tam znaleźć. Musiałem jedynie podpisać jeden ważny dokument, że wyrażam zgodę podpisałem go od razu bez żadnego wąchania …
_______________________________________________________________________
Trochę się namęczyłam nad tym rozdziałem bo musiałam sięgnąć do Internetu i trochę poszperać o tej chorobie, żeby się czego kogokolwiek dowiedzieć, ale w końcu sobie z nim poradziłam :D Mam nadzieje, ze nie jest najgorszy, ale opinie już wam zostawiam : )
Widzę, że ostatnio coraz mniej zostawiacie komentarze. Czyli wam się nie podoba mam rozumieć :( 
Pod ostatnim były tylko 3 :(  może zamknę bloga ?
5-8 komentarzy nowy rozdział