wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 12



* Melisa *
Siedziałam wtulona w Nicka oglądając jakiś film, który szczerze mówiąc był strasznie nudny. Można powiedzieć, że byliśmy na takiej mini rance z racji z tego, że rzadko widywałam go z powodów „spraw rodzinnych” jak on to ujął. Strasznie się za nim z tęskniłam, a on wybiera jakiś film do tego strasznie nudy. W sumie nie jest aż tak źle mogło być jeszcze gorzej, ale czasem mam wrażenie, że Nick już mnie nie kocha jak wcześniej jak by czerwono-złoty ogień wygasł w naszych sercach. Jak by się głębiej wdrążyć w to, to zostaje pytanie dlaczego wciąż jest ze mną ? To pytanie często znajduje w mojej głowię..
- O czym myślisz ? – usłyszałam nagle stłumiony głos szatyna 
- Hmm ? - oczy skierowałam wprost na niego w sutek czego znalazły jego
- Pytałem o czym myślisz słonce ? – powtórzył pytanie
- O wszystkim i o niczym – uśmiechnęłam się
Nie mogłam mu powiedzieć w prost. Myślę o nas.. a głębiej czy mnie jeszcze kochasz. Nie to było by dziwne.
- Chcesz może coś do picia ? – zaproponowałam w celu nie ciągnięcia tego tematu dalej.
- Jasne szklankę soku pomarańczowego jak masz
- Okej.. powinien jeszcze być jeśli Liz go nie wypiła – podniosłam się z kanapy – A jeśli o niej mowa to już jest po dwudziestej trzeciej, a mówiła, że wróci po dwudziestej drugiej.. zaczynam się o nią martwić – stwierdziłam i pomaszerowałam prosto do kuchni.
- Pewnie siedzi z bratem i z tymi kuplami poznanymi niedawno wiec nie musisz się martwić – od krzyczał.
- Możliwe – wzięłam niebieską szklankę z górnej szafki i postawiłam ją na bracie – Ale i tak się o nią martwię – Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu soku. Jedyny efekt wyszedł, ze znalazłam sok bananowy – Może być sok bananowy ? – zapytałam.
- Oczywiście – usłyszałam głos
Wyciągnęłam rzecz i skierowałam się do blatu, a następnie odkręcając butelkę i wlewając sok do szklanki która była zaraz napełniona białą cieczą.
- Melis ktoś do ciebie dzwoni – usłyszałam głos Nicka – James..
- Już idę – wzięłam szklankę i skierowała się do salonu
Po chwili usiadłam na brązowej kanapie chwytając z ławy swój telefon w drugą rękę. Przeleciałam palcem po ekranie w celu odebrania, po chwili urządzenie było tuż przy moim uchu.. 
- Hej James co cię do mnie sprowadza, że dzwonisz o tak później porze ? – Jeszcze raz zobaczyłam która godzina na zegarze który stał niedaleko telewizora.  Dwudziesta trzecia czterdzieści pięć. Powtórzyłam w myślach – Wiesz może gdzie jest Liz ?, strasznie się o nią martwcie
- Nie.. to znaczy tak.. wiem gdzie jest, ale to ci się nie spodoba co teraz powiem – usłyszałam smutny, stłumiony i przygnębiony głos. Już rozmowa mi się nie podobała
- James co się stało ? Gdzie jest Liz ?
Żadnej odpowiedzi nie dostałam przez najbliższą minutę, nie wytrzymałam i zapytałam znowu – James co się stało ? Co się dzieje ?
- Nie mogę.. to nie wyjrzę z moich ust.. L.. Li- Liz jest w sz- szpitalu.
- Jemes co ty mówisz ? Przeci… - w tedy do mnie dotarło co się tak naprawdę dzieje w okuł mnie. Nie mogłam nic powiedzieć. Moje gardło było zawiązane na sto supełków. Z dłoni wyleciała mi szklana rozbijając ją na drobne kawałeczki przy tym brudząc dywan białą cieczą. Nick tylko patrzył na mnie, żebym mu tylko powiedziała co się dzieje, ale ja nie mogłam nie przeszło by mi to przez gardło.. Jedyne słowo, które zdołałam z siebie wykrztusić to – W którym ? Co z nią ?
- W szpitalu Władimira – tylko to zdołałam usłyszeć, bo zaraz połączenie zostało przerwane.

*James*
Po telefonie, który dostałam od szpitala od razu do niego się udałem. Nie wierzyłem w to co się stało w najbliższych dwóch godzinach to do mnie nie docierało. Siedziałem bez czynie nic nie mogący nic zrobić – choć bardzo tego chciałem. Musiałem zawiadomić Melise i chłopaków.. Przeciecz byliśmy „paczką” która spierała Liz na tyle ile mogła. Chłopaki przyjechali jakieś piętnaście minut temu.. zadawali mnóstwo pytać, ale tak jak oni nie znałem do końca na nie odpowiedzi, na pewno będzie tak samo z Melisą.
- To moja wina, gdybym wcześniej nie wspomniał o rodzicach nic by się nie wydarzyło – wyszło z moich ust stłumione słowa przez zakryję ręce twarzy.
- Stary to nie twoja wina- usłyszałem głos Carlosa, a zaraz jego rękę na moich plecach.
- To jest moja wina całkowita.. – podniosłem głowę
- Carlos ma racje to nie jest twoja wina skąd wiedziałeś, że to zrobi, że sięgnie po to świństwo i do tego się okaleczy
- Nie Logan.. Powinienem ją posłuchać i nie drążyć tego tematu kiedy ona nie chciała go słuchać.. Dlaczego ja byłem taki głupi ciągnąć dalej ten zasrany temat, przecież doskonale wiedziałem w jakiej jest sytuacji i co może zrobić..
- Nie mogłeś tego przewidzieć – Kendall po raz pierwszy się odezwał.
- A wiesz co jest najgorsze, że nawęd jej nie próbowałem zatrzymać.. poszedłem sobie w drugą stronę pozwalając, żeby cierpiała. Pieprzona duma mną zawładnęła.. Co ja teraz mam powiedzieć rodzicom ? Że ich córa którą nie widzieli przez prawie rok teraz leży w szpitalu pod intensywną terapią.. przecież to nie normalne.
Nastała całkowita cisza. Nie mogłem normalnie usiedzieć na tym niewygodnym szpitalnym krześle. Chciałem coś zrobić. Ale co ja mogłem ? NIC. Ta bezsilność mnie przerażała nie mogąc nic zrobić.
Po cichym korytarzu rozbieg się stukot obcasów spotykających się z zimną posadzką. Od razu skierowałem głowę w tą stronę. Po chwili ujrzałem szczupłą sylwetkę , a zaraz twarz Melisy u boku chłopaka jak się nie mylę Nicka.
- Jeams co się dzieje z Liz ? Dlaczego jest w szpitalu ? Co się do cholery stało ? – patrzyła na mnie swoimi oczami błagając, żeby to nie była prawda
- L- Liz jest w sp- śpiące.. lekarze mówią, że nie wiadomo czy się w ogóle obudzi – To mnie przerażało – Jest pod stałą obserwacją jej serce może tego nie wytrzymać
Melisa strasznie tym się przejęła- Wiem nie powinienem od razu tego mówić, ale wolałem być szczery- Zakręciło jej się w głowę ledwo co złapał ją Nick. Posadził ją ostrożnie na krześle obok mnie, a sam stał na wszelki wypadek pilnują ją.
- A-ale  jak to ? P- przecież ? Jak to się stało ?  
- Lekarze mówią, ze jak ją znalazł jakiś chłopak była cała zakrwawiona, okaleczyła się na tyle, że na szczęście nie podcięła sobie dużo żył... ale i tak jej stan jest bardzo krytyczny  przez to, że zażyła pieprzone narkotyki.. – dalej już nie potrafiłem mówić, nie miałem sił, ledwo co powstrzymywałem łzy. Melisa już dawno miała w czerwone i napuchnięte oczy z płaczu. 
Nie mogłem nic zrobić…
_____________________________________________________________________
Buu.. wiec tak przychodzę do was z nowym rozdziałem :) Postanowiłam, ze jednak nie usunę bloga, za bardzo brakowało by mi was... i pisania. 
Co do rozdziału podoba mi się. Zmieniłam trochę styl pisania jak dla mnie jest dobry, ale nie wiem czy wam się on spodoba. Mam nadzieje, że tak :) 
Mogę was prosić o chociaż mały komentarz ? To mnie motywuje do pisania, a teraz bardzo tego potrzebuję :) 

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 11



Minęły już jakieś dwa tygodnie od wyznania chłopakom i bratu całej prawdy. Jest dobrze. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że aż tak doskonale się to wszystko potoczy. Teraz czuje, że jestem komuś potrzebna. Co do Jamesa to jest super bratem. Stara się mnie zrozumieć co przeżywałam w ostatnim czasie. Dużo się spotykamy w naszej małej „paczce’’. Gadamy razem godzinami po prostu jest nam dobrze w naszym gronie.
Kto by pomyślał, że mój świat obróci się o 360 stopni ? Odwróci się na leprze. Nie spodziewałam się tego wszystkiego.
Dochodziła siedemnasta moja zmiana się powoli kończyła. Miałam jeszcze obsłużyć dokładnie jeden stolik. Wzięłam notes i żółty długopis z blatu barku. Wolnym krokiem dochodziłam do stolika nr.4
- Co panu podać ? - Chłopak się odwrócił w moją stronę i już w tej chwili żałowałam, że podeszłam do tego akurat stolika.
- Hej słonce nie widzieliśmy się od ostatniego spotkania u mnie w domu. No powiem szczerze, że wypiękniałaś przez ten czas. Nie dostane nawęd buziaka od ciebie  na przywitanie ?
- Wal się ! Czego chcesz Nathan ?   
- Dobrze wiesz co chce. Ciebie. Ostatnio jak przyszłaś do mnie było nam dobrze. Nie sądziłem, ze tak się to potoczy, ale z chęcią bym to powtórzył i to dokończył do końca i nie oszukuj się ty zresztą tak samo
- Nie sądzę
- A ja sądzę, że jednak tak innym razem byś do mnie nie przyszła i nie prosiła mnie o towar skarbie. Masz tutaj trochę, szybko działają, a jak będziesz chciała więcej wiesz gdzie mnie kochana znajdziesz – wstał i włożył mi opakowanie z zawartością białego proszku do kieszeni czerwonego fartucha, a po chwili wyszedł.
(***)
Po pracy miałam spotkać się z Jamesem chciał pogadać o jakieś ważniej rzeczy. Swoją drogą zastanawiam się o co chodzi. W umówione miejsce stanowił park, który był niedaleko kina. Już po paru minutach byłam na miejscu, brunet już na mnie czekał. Usiadłam przy nim na brązowej ławce i od razu się przywitałam.
- Wiec co chciałeś mi powiedzieć ? – przeszłam od razu do rzeczy. Nie chciałam czekać.
- Chciałem na początek pogadać co u ciebie, zanim rozpocznę ten „ważny temat ‘’
- Więc u mnie jest dobrze – uśmiechnęłam się – I możesz kontynuować ten ważny temat dalej – pomachałam ręką w geście, żeby mówił dalej
- To zanim rozpocznę ten temat chce, żebyś do końca mnie posłuchała
- Dobrze, postaram się
- Wiec ostatnio odwiedziłem rodziców
Już ta rozmowa mi się nie podoba, ale pozwoliłam mu mówić dalej
- Pytali się o ciebie. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, ale w końcu powiedziałem, ze ciebie znalazłem no i że było cieszko. Chcą cię zobaczyć…
- Co ? James ja w to nie wierze, mówiłam ci już to, dla nich już nie żyje. Wiem to smutne, ale prawdziwe i nic tego już nie zmieni.
- Liz oni naprawdę się martwią o ciebie
- Nie chce tego słyszeć. Rozumiesz nie chce ! Raz powiedzieli mi co o mnie myślą wystarczy mi już tego. Nie chce od nowa to przeżywać ! – Parę łez poleciało na ziemie.
Nie chciałam już dalej ciągnąć tej rozmowy. Przed oczami widziałam sytułacie, które chciałam zapomnieć. Przeprosiłam szybkim krokiem odeszłam. Ludzie, których miałam przypominali mi osoby dla których już nie istniałam. W mojej głowie zrobił się wielki chaos. Nie wiedziałam co się ze mną w tej chwili działo. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czułam wielką pustkę w środku. Nie wiem jak, ale znalazłam się w opuszczonej ulicy, gdzie rzadko jakiś człowiek tędy przechodził. Oparłam się o stary mur. Po woli ześlizgując się po nim . Podkulona odruchowo wyciągnęłam z kieszeni woreczek z białym prochem, który dał mi Nathan jak by wiedział, że będzie mi on teraz potrzebny. Potrzebowałam pomocy i to natychmiast. Z rzeczami z którymi chciałam skoczyć ciągle prowokowały do tego, żebym do nich wracała. Po woli staje się samotna.. zostaje z tym wszystkim sama. Obiecałam sobie, że nie wezmę tego świństwa znowu do ust, ale jednak otworzyłam opakowanie. Przez moment zawahałam się, ale od razu rozwiałam tą myśl i zastąpiłam ją nową, że po tym zapomnę, będzie mi o wiele lepiej. Zrobiłam to. Zaciągnęłam się. Tylko przez chwile jeszcze czułam ból psychiczny jak i fizyczny. Zaraz było lepiej. O wiele lepiej. Było dobrze. Zapomniałam. Pomogło mi. Czułam się dobrze, wręcz przeciwnie czułam się świetnie. Na wzmocnienie efektu zaciągnęłam się drugi raz. Teraz miałam wielką pustkę i było mi dobrze. Nadal siedziałam na zimnej ziemi. W pewnym momencie zobaczyłam koło siebie małą blaszkę. Wzięłam ją do rąk. Ostrożnie położyłam ją na nadgarstku. Przyglądałam jej się uważnie. Niedługo po tym ją wzięłam i sprawdziłam, czy jest ostra, przy tym raniąc się pierwszy raz. Rana była mała wiec dużo krwi nie było. Mój umysł nie miał żadnych myśli, był pusty. Wykonałam drugie ciecie, tylko trochę zabolało. Po chwili trzecie i czwarte. Zielona blaszka wyleciała mi z rąk… delikatnie położyłam się na ziemi. Przyglądałam się mojej dłoni.. nic.. po woli zaczynałam czuć ból. Nikt nie będzie mnie wstanie tutaj znaleźć, a jak już tak mnie już nie będzie.. odejdę. .. zaczęłam płakać. W pewnym momencie nie mogłam opanować go. Z biegiem czasu stawał się on coraz słabszy i słabszy.. zaczynałam już coraz mniej widzieć.. robiło mi się słabo.. moje oczy w końcu odpoczęły, zamknęły się...
__________________________________________________________________________
Wiec na sam początek chce was przeprosić, że nie dodawałam żadnego  rozdziału, ale po prostu nie miałam żadnej weny na to jak i czasem nie chciało mi się pisać.  Prawie miesiąc nieobecność tutaj, nie wiem czy wam się spodoba rozdział, mi końcówka się podoba. Zastanawiam się czy nie zamknąć bloga.... Muszę się zastanowić nad tym.. Do następnej notki :)

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 10



Wróciłam do domu cała mokra, wciąż padało. Rzuciłam bluzę na wieszak i ściągnęłam niechlujnie buty. Widziałam z przed pokoju co robi Melisa, aktualnie było to oglądanie jakiegoś komediowego serialu, ale jak zawsze nazwa mi wyleciała z głowy. Miałam nadzieje, że mnie nie zobaczy i nie będzie zadawała mi masę pytać na których sama do końca nie znałam całkowicie wyjaśnienia.
Po cichu na paluszkach po woli szłam w stronę schodów prowadzących zaraz do mojego pokoju. Niestety nie dane było mi tam dojść, bo zostałam przyłapana.
- Liz gdzieś ty się podziewała ? Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam ?! To dobrze, że jedynie Logan napisał esemesa, że jest u ciebie i mniej się już martwiłam – A jednak powiedział jej gdzie jestem – Dlaczego jesteś cała mokra ? Logan cię nie przywiózł ?
- Nie niestety nie… długa historia… nie ważne – moje emocje sięgały zenitu. Raz chciało mi się płakać, a raz śmiać z rzeczy nawęd nie śmiesznych. Zapewne to jeszcze po narkotykach.
- Liz widzę, ze coś jest nie tak. Nie było cię prawie dwa dni w domu od imprezy wiec nie wciskaj mi kitu, ze wszystko gra.
Okej może to nie w moim stylu, ale uległam i wszystko wyśpiewałam. Co się stało na imprezie, co na drugi dzień u Logana i co zrobiłam niedawno. Sama nie wierzyłam, że wszystko jej powiedziałam. Może po prostu potrzebowałam tego.
- Czy ty już wszystkie rozumy postradała ?! Jak mogłaś znów to świństwo wsiąść do ust ! Jak mogłaś pójść do tego pojebanego Nathana po tym co ci zrobił ?!
- Po prostu… uległam
- Po prostu uległaś… A co z Jamesem dlaczego nie możesz porozmawiać z nim na spokojnie tylko tak się zachowujesz ?
- Bo…bo się boje. Boje się, że tak jak rodzice się ode mnie odwróci. Odwróci się jak mu wszystko powiem. Na pewno tak postąpi ! A wiesz dobrze, ze tego nie wytrzymam ! – zaczęłam płakać i sunęłam się po ścianie w dół
- Liz spój na mnie. Czy ja się od ciebie odwróciłam ? Nie. On na pewno tego nie zrobi. Przecież to twój brat.
- Moi rodzice też są moimi rodzicami, a patrz co zrobili
- On może być inny. Warto z nim o tym wszystkim porozmawiać, dowiedzieć się czegoś o sobie, a zobaczysz będzie o wiele lepiej… Mam plan ty idź się wykopać, a ja zadzwonię, żeby przyjechał co ty na to ?
- Tak szybko… okej niech będzie
(***)
Usłyszałam dzwonek. Za pewne przyszli chłopacy. Czekało mnie dużo wyjaśnień, sama nawęd nie wiedziałam od czego chce zacząć. Długo na tym myślałam, ale jednak nic nie wskórałam.
Zeszłam powoli i ostrożnie po schodach. Na razie chciałam być nie zauważona chciałam przekonać się w jakich humorach są czy to odpowiedni czas. Wydawali się spokojni jak i rozluźnieni. Chyba czas nadszedł, by wszystko zacząć od początku. Otworzyć swój nowy rozdział w książce. Miejmy nadzieje, że będzie on lepszy od powszedniego.
Weszłam do salonu, na moją obecność wszystkie dziesięć par oczu skierowało się w moją stronę. Krępujące, ale dało się przeżyć. Tylko ja jedyna stałam, reszta wygodnie siedziała na kanapie. Chciałam to szybko za kończyć i mieć to już z głowy wiec rzeczne od
- Pewnie zastanawiacie się po co po was zadzwoniliśmy. Otusz przystępie do setna sprawy. Jak wiecie James szukał swojej siostry jak niedawno się dowiedzieliśmy, że…
- Liz jest moją rodzoną siostrą – James wstał i dokończył wypłowieć za mnie.
Postanowiłam powiedzieć wszystko, zaryzykować ten jeden raz.
- Ale to nie wszystko, chce wam jeszcze coś powiedzieć – jak zawsze w takich sytułacj zaczęłam bawić się swoimi palcami – Bardziej bym mogła powiedzieć to samemu Jamesowi, ale uważam, że jesteście bardzo dobrymi kupelami i w pewnym sensie moimi przyjaciółmi muszę to wam też powiedzieć. Jaems pytałeś mnie dlaczego mówię, ze moi znaczy nasi rodzice już dawno dla nich nie żyje. Ponieważ przez moją głupotę się ode mnie odkręcili. Powiedzieli mi w prost, że mnie się wyrzekną i nie chcą nigdy mnie na oczy widzieć. Tak zrobiłam wyprowadziłam się do chłopaka, który był ostatnim dupkiem. Zaszłam z nim w ciąże. Przez niego poroniłam, bo popchną mnie i nie chciał udzielić mi pomocy. Popadłam przez niego w mega depresje, przez niego zaczęłam brać … narkotyki. Na szczęście spotkałam Melisę. Wyciągnęła mnie z tego gówna. Przestałam brać. Rok nie brałam, aż do wczoraj coś we mnie pękło. – Po moich policzkach spływały łzy – Nie będą już brała. Teraz jak znasz prawdę możesz tak jak rodzice ode mnie się odwrócić. Nie trzymam cię nigdzie.
Wstałam wpatrzona w wszystkich. Wszystkich po kolei się przyglądałam. Płakałam.
- Jestem twoim bratem. Choć nie wiem wszystkiego o tobie to i tak cię nigdy nie opuszczę. Nawęd bym nie potrafił tego uczynić – Podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i po prostu mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk
- My też jesteśmy z tobą
Cała reszta wstała i mnie przytuliła.
__________________________________________________________________
Hej wam :* Na reszcie jakoś napisałam ten rozdział. Przez szkołę trochę to wszystko się dłużyło. Nie miałam kiedy pisać. Zawsze jak nie jakiś sprawdzian to kartkówka lub pytania ;/ Ehh... to tyle dobrze, że jakoś w weekend go napisałam xD Jak wam się on podoba ? Szczęśliwe zakończenie jest  :D No, ale czy na pewno będzie tak szczęśliwie... oj chyba muszę sobie uciąć język za dużo wam powiem xD 
Do zobaczenia do następnego :*
P.S No właśnie zapomniałam wam powiedzieć, a raczej się was spytać jak wam się podoba nowy wygląd ?

środa, 25 września 2013

Rozdział 9



Siedziałam na krześle w kuchni razem z Loganem jedząc kanapki. Szynka i ser żółty niby takie małe, ale syte. Pomiędzy nami była cisza jedynym dźwiękiem słyszalnym był zegar wiszący niedaleko lodówki. Sekunda na sekundę coraz większa cisza. Na zewnątrz była strasznie brzydka pogoda, bo padał deszcz. Ktoś by powiedział, że jest do kitu, ale nie dla mnie lubiłam taką pogodę. Można wtedy przemyśleć swoje rzeczy. Idealnie pasowała to tego wszystkiego co teraz się działo w moim życiu. Można podkreślić powalonym i nic nie wartym życiu.
- Liz… to jak chcesz czy nie ? – usłyszałam czyjś głos
- Hm ? – podniosłam głowę i spojrzałam na bruneta  
- Pytałem się czy nalać ci soku
- Nie dzięki i tak już skończyłam jeść – uśmiechnęłam się i wstałam od stołu kierując się do zmywarki w celu włożenia do niej brudnych naczyń. – Pozwolisz, że pójdę do salonu ?
- Jasne – powiedział jeszcze przeżuwając wcześniejszy kawałek
Tak jak było powiedziane skierowałam się do salonu, lecz do końca się tam nie znalazłam. Stałam na korytarzu patrząc się w drzwi frontowe bezczynie. Zaraz za tym usłyszałam „Otworzysz !” Tylko co wydusiłam z siebie to „Jasne”. Podeszłam wolnym krokiem. Stałam tuż przy nich. Chwyciłam klamkę po czym nacisnęłam i je otworzyłam. Ujrzałam nikogo innego jak Jamesa. Znowu to samo tylko już nie patrzyłam się bezczynie na drzwi tylko na bruneta. Nie wiedziałam co robić. Nie myślałam teraz trzeźwo.
- James. Stary wchodź – usłyszałam za sobą głos Logana
Oczywiście wszedł, zamkną za sobą drzwi a następnie skierował się do salonu. Nadal nie wiedziałam co teraz robić. Iść, zostać, iść, zostać, powiedzieć wszystko, iść i się tym nie przejmować. Nie wiedziałam, ale chyba kto inny zadecydował za mnie.
- Liz pozwolisz ?
- Co ? … Ja ?... Tak idę
Siedzieli wygodnie w skórzanych fotelach. Ja natomiast postanowiłam, że usiądę na kanapie.
- Wiecie co może przyniosę coś do picia może herbatę ? Tak to chyba będzie najodpowiedniejsze – Logan wstał i wyszedł z pokoju tym samym zostawiając mnie z brunetem sam na sam. Tego się obawiałam. Cisza nastała pomiędzy nami.
- Liz ? Ja… - zaczął ostrożnie James – Chyba musimy porozmawiać ?
- Ta – wydusiłam z siebie – Zanim zaczniesz chce ci coś powiedzieć. Bądź wobec mnie tylko szczery nic innego nie oczekuje. Zacznij od nowa.
Po krótszym myśleniu zaczął.
- Jak ci już mówiłem naprawdę jestem twoim bratem. Nie spodziewałem się takiego rozwiązania takiej sprawy. Nie spodziewałem się, że to akurat ty. Nie spodziewałem się, że to twoi rodzice z którymi niedawno rozmawiałem… Jeśli mi nie wierzysz możemy do nich pojechać powiedzą ci całą prawdę.
- Nie ! – wstałam – Nie chce ! Ty nic nie rozumiesz ! Nie wiesz co się stało jak ciebie nie było. I nie mów mi tylko, że oni się zmienili bo ci i tak nie uwierzę !
- Liz , ale to prawda. Martwią się o ciebie. Nie wiedzą co się wydarzyło, nie wiedzą co się dzieje u ciebie, gdzie jesteś !
- To dlaczego mnie nie szukali przez ten pieprzony rok ! Przez ten rok najbardziej ich potrzebowałam ! Gdzie byli ? Co robili ? Nic ! Pieprzony rok!... Mają teraz ciebie niech zajmą się tobą starszym synem ! A ich córka już nie żyje !
- Nie mów tak ! Oni napraw…
- Nie! Nie wiesz co kiedyś mi mówili… Nic nie wiesz… wzięłam to do serca i tego się trzymam ! 
- To mi powiedź
- Nie zrozumiesz zostawicie mnie tak jak i oni mnie. Nie chce przez to przechodzić od początku wiec pozwól, ze ja się z tego wycofam – wzięłam swoją torebkę, która była na sofie i skierowałam się do wyjścia. Płakałam
- Liz !- usłyszałam głos Logana jak i Jamesa
- Przepraszam – wydusiłam cicho i wybiegłam z domu
Nie biegłam tak jak zazwyczaj w takich sytułaciach. Szłam wolno. Założyłam kaptur na głowę i ją spuściłam. Już nie padało tylko lało. Od stup do czubka głowy byłam mokra. Nie obchodziło mnie, że mogę się przeziębić. Nie teraz. Kierunek który sobie ustawiłam bardzo mnie samą siebie zaskoczył. Ale jednak tam szłam. Musiałam o tym wszystkim zapomnieć teraz, już. Zaledwie po dwudziestu pięciu minutach byłam już na miejscu. Stałam pod budynkiem już dobrze mi znanym. Nieświadoma co robię zapukałam. Drzwi otworzył mi znajomy chłopak.
- No śliczna, nie spodziewałem się tego, że tak szybko do mnie wrócisz i to jeszcze bez mojej pomocy. Czego kochanie pragniesz ?
- Spadaj Nathan ! Nie tego co się spodziewasz ! Potrzebuje od ciebie towaru, a wiem, że tylko ty jedyny teraz możesz mi to załatwić. Wiec jak ? Zapłacę ci za to
W tej chwili nic mnie nie obchodziło. Złamałam swoje zasady. Trzymania się z daleka od Nathana, jego kumpli i co gorsza od Narkotyku. Po prostu muszę choć przez chwile o tym zapomnieć a to mi pomoże.
Wskazał ręką, żebym weszła, zrobiłam to. Wszystko wyglądało inaczej. Było o wiele ładniej i czyściej. Zaskoczyła mnie ta zmiana. Zmienił się ?
Stałam w progu salonu. Satyn grzebał coś w barku stojący niedaleko telewizora.
- Wciągnij to nosem. - podał mi jakiś biały proszek. Wahałam się tylko przez moment, ale wciągnęłam to. W końcu nie miałam już nic do stracenia. Poczułam się niesamowicie i razem upiliśmy się. Nie miałam zielonego pojęcia co robię. Moje myśli nie "uwierały" mnie już tak jak przed paroma chwilami. Czułam, że jestem silna, że mogę zrobić wszystko. Nagle wstałam i zaczęłam biegać w kółko, skakać, wariować i robić rzeczy nie możliwe. Nathan tylko przyglądał mi się z uśmiechem. Po kilku dobrych godzinach zaczęło mi powoli przechodzić. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Podszedł do mnie szatyn i zaczął mnie całować. Odwzajemniłam pocałunek pomimo tego, że w ogóle nie chciałam. Pocałunek ? – mokry, ohydny, przyjemny, chwilami wracałam myślami do tego co było kiedyś jak momentami było mi z nim dobrze. Nagle zaczął mi wpychać ręce pod bluzkę. Zdjął mi ją, w ostatniej chwili zdałam sobie sprawę z tego co robi. Popchnęłam go, zabrałam koszulkę i jak najszybciej stamtąd wybiegłam.
 ______________________________________________________________
Woo…Hoo… napisałam jakoś ten 9 rozdział. Moja wena mi całkowicie nie dopisywała. Pomysłów mi na ten rozdział brakowało, ale jakoś go napisałam. Co o nim myślicie ? Mi osobiście początek nie za bardzo się podoba, a co do końca już bardziej :D No ,ale wam zostawiam ocenie :) Przyjmę nawęd krytykę.
Hmm…. Coś jeszcze miałam wam napisać tylko co to było ? A tak dziękuje wam jeszcze raz z tak dużo nominaci O.o jestem tym zaskoczona. Dziękuje też za miłe komentarze :) I tyle już odwiedzin. Jeśli ktoś nie oglądał zwiastunu może go znaleźć w zakładce zwiastun.
6-11 komentarzy = nowy rozdział :)

sobota, 14 września 2013

Rozdział 8



Szybkim krokiem przekroczyłam próg domu. Dosłownie mówiąc wybiegłam z tamtąd. Nie wiedziałam nic. Dokąd chce się teraz udać ? Co mam teraz zrobić ? Co mam na to wszystko poradzić ? Nic. Kompletna pustka w głowie. Jedynie co teraz latały mi cztery słowa „ To nie może być prawda”.
Przebiegłam przez ulice. Biegłam. Nie zwracałam na nic uwagi. Po prostu leciałam jak armata po wystrzeleniu. Przepychałam multum ludzi. W pewnym momencie znalazłam się w parku. Sunęłam się po pniu drzewa. Skuliłam nogi. Łzy wyleciały.
Dlaczego mnie to spotyka ? Dlaczego nie mogę mieć normalnego życia ? Jak przeciętny człowiek ? Dlaczego muszę mieć tak wszystko zawalone problemami ? Powoli nie wytrzymywałam. Tyle się już wydarzyło w moim życiu. Pokłócenie się z rodzicami i to bardzo… już ich nie widziałam rok. Wymieniając dalej spotkanie Nathana, narkotyki, poronienie. To wszystko wciąż mnie przerastało i wracało. A tutaj jeszcze się okazuje , że mam starszego brata. Brata o którym nic nie wiedziałam. Za pewne każdy by się cieszył z tego, ale nie ja. W pewnym sensie cząstka mnie mówi to fajnie super masz brata masz jakieś oparcie, możesz z kimś pogadać, poznasz go może się okazać super bratem, ale ta druga cząstka mówi strasznie inaczej a jak on się okaże dupkiem, że było lepiej bez niego, jak będzie jeszcze gorzej razem z nim. To wszystko mnie doprowadzało do szału. Co miałam zrobić ? Nie wiem co dalej …. Co z tym zrobię… pomocy !!!
- Wszyscy cię szukają – usłyszałam znajomy głos i poczułam jego rękę na moim ramieniu lecz nie sprawdziłam kto dosłownie stoi przede mną. – wszystko w porządku ? – padło pytanie.
- Nie nic nie jest w porządku ! – dopiero w tedy podniosłam głowę i ujrzałam znajomą twarz czyli kłódko mówiąc stał przede mna Logan. Łzy dalej spływały mi po policzkach. – Nie chce tak żyć ! Chce wszystko cofnąć te pieprzone 12 miesięcy do tyłu ! Dlaczego to musi mnie spotykać ? Dlaczego ? – podniosłam się tym samym stojąc parę centymetrów ode mnie. Zaczęłam go bić szturchać – Dla-cze-g-o moje życie jest tak spieprzone ! – nic nie aragował pozwolił , abym nadal go biła – Dlaczego powiedz mi ! – opadłam z sił. Ledwo co mnie złapał. Klękłam na kolana. – Powiedz mi – wymówiłam to ciszej i wtuliłam się w jego klatkę piersiową tym samym zostawiając mokrą plamę na jego bluzce. On jedynie mnie uciszał i lekko kołysał w przód i w tył. Pomagało. Coraz mniej płakałam. W końcu już nawęd nie miałam siły dalej płakać.
- Zawieść cię do domu ? Powinnaś się teraz położyć.
- Nie, nie chce wole tutaj zostać. Nie chce, żeby Mikela zadawała mi masę pytań na które sam nie znam odpowiedzi.
- Nie możesz tutaj zostać noc dziś jest wyjątkowo zimna. Przeziębisz się.
- Może i to lepiej
- To na pewno nie będzie lepiej. Pojedziemy do mnie tam przynajmniej jest ciepło okej ?
- Może być
(***)
Siedziałam na białek kanapie w salonie. Nogi miałam podkulone. Szczelnie okryta brązowym kocykiem. Cała zapłakana. Pogrążona w myślach.
- Przyniosłem ci ciepłą herbatę z miodem i cytryną od razu lepiej się poczujesz i przy okazji cię rozgrzeje.
- Dzięki – wzięłam od niego kupek z cieczą tym samym pierwszy łuk herbaty
- Lepiej troszka ? – odezwał się po chwili ciszy
- Tak – na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech
- Może weźmiesz przyśnić i się położysz spać i jutro na spokojnie to sobie przemyślisz i odwiozę cię do domu
- Nie, nie będę ci sprawiała kłopotu zostanę tutaj sama
- O nie, nie zostaniesz tutaj już maszeruj mi na górę
- Haha, nie jesteś moją mamą, żeby mi tak rozkazywać
- Ale jestem twoim przyjacielem ?
- Tak jesteś
- No to na co czekasz wstawaj
Wstałam i skierowałam się prosto za Loganem czyli na górę. Po któdkim czasie znaleźliśmy się w jego pokoju.
- Tam jest łazienka – od razu poszłam w wyznaczone już wcześniej miejsce – Czekaj – stanęłam w progu łazienki. Wyciągną coś z szafy i mi podał – Trzymaj
- Ta sama bluzka i spodenki co wtedy. Dziękuje ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś dziś. Pomogłeś mi.
- Drobiazg. A co do Jamesa to jest naprawdę spoko. Sam mówił, że cię szuka, że ma młodszą siostrę. Na pewno tak jak i ty i ja i on jesteśmy tym zdziwieni. Ale jeśli go bardziej poznasz naprawdę nie jest taki zły. Jest jak dla mnie jak brat dla ciebie będzie jeszcze fajniejszym bratem. Czasami jest zbyt opiekuńczy, miły, a czasem bardzo porywczy. Sama to z twierdzisz jaki on jest przecież musisz z nim pogadać.
- Może masz racje. Dziękuje
- Wrazie czego będę na dole, a ty możesz się przespać.
*Logan*
Z schodziłem wolnym krokiem na dół do salonu. Po paręnastu sekundach klapnełem sobie na kanapie. Naprawdę jestem tym wszystkim zaskoczonym. James mówił, że szuka swojej siostry, ale nie spodziewałem się nigdy tego, że to będzie Liz. Na pewno teraz jest jej trudno i ciężko tą wiadomością. Na pewno teraz wszyscy się o nią martwią, a ona nie chce do nich zadzwonić ich poinformować. Na pewno chce, ale sądzę, że nie wie co powiedzieć.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i napisałem esemesa.
„Nie martw się o Liz jest cała i bezpieczna u mnie w domu odwiozę ją jutro”
Wysłałem do Melisy, żeby się o nią nie martwiła na pewno zachodzi od zmysłów. Po krótkiej chwili dostałem odpowiedz.
„ Już się bałam, że jej się coś stało dzięki za pomoc”
Odczytałem. Postanowiłem też, że wyśle Jamesowi wiadomość na pewno jak jak Melisa się o nią martwi. Znalazł siostrę, która zaraz usiekała i nikt ją nie widział.
„Liz jest u mnie”
Kłódka wiadomość została od razu wysłana. Nie minęło 5 minut jak dostałem odpowiedz
„To dobrze , ze jej nic nie jest zaraz będę u ciebie”
„Lepiej nie przyjeżdżaj dzisiaj musi to wszystko przemyśleć na spokojnie daj jej czasu na to przyjęć jutro” odpisałem
„Może i masz racje. Będę jutro i wtedy z nią porozmawiam na spokojnie”
Odłożyłem telefon na stół, a sam się położyłem na kanapie i owinąłem się kocem.
*Liz*
To miło z strony Logana, że mną się zają. Strasznie mu się dziwie tym. Zna mnie zaledwie trzy dni, a tak mi pomógł. Jak by wiedział co się zdarzyło te paręnaście dni, parę lat , kilkanaście minut, godziń i multum sekund. Co by zrobił jak by się o tym wszystkim dowiedział ? Odwrócił by się ode mnie ? Czy też nie ? Dlaczego nie mogę tego przewidzieć ? Dlaczego nie mogę poznać mojej przyszłości ? Co jeszcze mnie sodka ?
Rozmyślałam nie mogłam zasnąć.
To wszystko nie dawało mi spokoju. Po prostu nie umiałam przestać o tym myśleć.
Zeszłam z łóżka i skierowałam się prosto na dół do kuchni. Po drodze minęłam salon i śpiącego już Logan. Starałam się iść najciszej jak tylko potrafię, żeby go nie obudzić, ale mój pech chciał inaczej. Podknełam się…. W sumie sama do końca nie wiem o co. Wywaliłam się z hukiem na korytarzu.
- Cholera…
- Co jest ? – zapytał zaspany brunet
- Nie nic podknełam się niechcący i upadłam przepraszam cię jeśli cię zbudziłam.
- Spoko. Nie możesz zasnąć ?
- W pewnym senię to tak
- Posiedzę z tobą dotrzymam ci towarzystwa może być ? – znów padło z jego strony ptanie
- Jeśli chcesz to jasne – uśmiechałam się
Gadaliśmy w sumie o wszystkim i o niczym. Jak znali byś my się już dawna. Tematów nam nie brakowało   
 ________________________________________________________
No to napisałam już kolejny rozdział :)  Mam tyle wam do powiedzenia, ale nie wiem czy wszystko zapisze tu bo jak znając nie coś na pewno zapomnę napisać :D
1. No to mamy rozdział z Loganem i Liz :) W sumie podoba mi się , no ale bardziej to od was zależy czy wam się podoba czy też nie 
2. Niedługo będzie 1000 wyświetleń za ktore bardzo dziękuje wam :*
3. Miałam zrobić zwiastun :) Wic go zrobiłam. Spodziewałam się innego efektu, no ale wyszedł jak wyszedł :) Sondzę , że piosenkę źle dobrałam no ale nie mogłam znaleźć jakieś fajnie. Jak wam sie podoba zwiastun? 

4. No i dziś nasz Logan ma urodziny *.* To już bedzie 24 lat *.* Jeju jak ten czas szybko leci i w sumie aż za szybko. Dlaczego ? Wiem , ze tego ani nie przeczyta ani nie zobaczy, ale napisze i tak
Happy Birthday LOGAN! <3












poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7



W końcu znalazłam odpowiedni strój, który mogłam założyć na dzisiejszą imprezę. Była to zwykła czerwona sukienka, która miała po bakach dwie małe kokardki. Do tego czarne balerinki i naszyjnik w kształcie nutki. Z makijażem za bardzo się nie wysilałam, bo tylko nałożyłam puder i podkreśliłam rzęsy.
Przygotowana zeszłam na dół. Czekałam na nie już Mikela, która wyglądała bosko. Miała na sobie czarną sukienkę, która była pozłacana u góry podkreślając jej obojczyki i naszyjnik dodający do tego uroku. Z makijażem też się nie wysilała, bo miała strasznie podobny do mnie.
- Gotowa – zapytałam
- Jasne – wzięła kluczyki od samochodu, które zazwyczaj wisiały na wieszaku.
Skierowaliśmy się do samochodu. Podyktowałam jej gdzie miała jechać i w najbliższych pół godzinach znaleźliśmy się pod domem Jamesa. Budynek był wielki nie to co nasz. Bardzo zadbany na przodzie. Dokoła było wszelakich roślin od kwiatów do krzewów po drzewa. Duże i małe. Do tego dodając uroku mieniące się lampki.
- Jesteś pewna, że to tutaj – zapytała mnie Mikel nie odrywając wzroku od domu
- Z tego wynika, że jesteśmy we właściwym miejscu – pokazałam na telefon, a bardziej na esemesa z adresem.
- To jak idziemy ? – znów zapytała – Czy jednak się wycofujemy ?
- Idziemy raz się żyje – uśmiechnęłam się do dziewczyny i wysiadłam
Zaraz zrobiła to samo. Prześlijmy przez ulice, a po chwili byliśmy już pod drzwiami. Ostrożnie zadzwoniłam do dzwonka. Po niecałych parenastu sekundach otworzył nam je Carlos.
- Część – odezwałam się pierwsza
- Hej. Już myślałem, że jednak się rozmyśliłaś i nie  przyjdziesz – na jego twarzy zagościł uśmiech, a po chwili mnie przytulił. Zaskoczył mnie tym.
- To jest Melisa a to Carlos
- Miło poznać piękną panią – znów się uśmiechną – To jak wchodźcie – pokazał ręką w stronę wejścia. Oczywiście weszliśmy. Dokoła było mnóstwo osób, których kompletnie nie znałam jedynie może co zwidzenia, ale co to za znanie się ? Żadne. Widać było, że wszyscy bawili się świetnie. Miałam nadzieje, że ten dzień będzie dziś bardzo miły. I musze się o to postarać. Niedługo po tym zaraz przyślij do nas James i Logan.
- Cieszę się, ze jednak przyszłaś – powiedział Logan
- Też się cieszę. To jest Mikela a to Logan i James – w tym samym czasie dołoczył się blondyn – a ten  to Kendall
- Nie wiedziałem, że masz taką ładną koleżankę –powiedział Kend
- No to teraz wiesz – uśmiechnęłam się a dziewczyna mnie tylko szturchnęła w ramie
- Co wam przynieść ? Coś mocnego czy mniej ? – wyszczerzył się James
Popatrzyliśmy się na siebie i równo powiedziałyśmy drink lekki. Oddalił się, a kontem oka dostrzegłam stojącego już go przy barze.
- Zatańczymy ? – w pewnym Momocie usłyszałam pytanie Logana
- Nie wiem czy będę mogła zostawić tutaj samą Mikele
- Na pewno nie jest dzieckiem
- No wlaśnie nie jestem już dzieckiem kochana. A teraz śmigaj na parkiet
- Na pewno – musiałam się upewnić
- Tak już szoruj
Tak zrobiłam. Razem przecisnęliśmy się przez tłum tańczących już ludzi. A gdy znaleźliśmy jakieś miejcie zaczęliśmy tak jak oni tańczyć.
Bawiliśmy się świetnie, śmieliśmy się, miła atmosfera, ludzie mili, świetna muzyka, a do tego dobre drinki Jamesa nie za mocne, ani za lekkie w sam raz. Ogólnie po wszystkich było widać, że jest fajnie i tak było. Chłopaki spisali się znakomicie.
Jak nie jeden to drugi zapraszał mnie na parkiet. Nogi zaczynali mi powoli już odpadać. Co siadłam na kanapę od razu do tańca. Tak jak by nie mogli się nacieszyć mną ? Lub, rzadko tańczą. Tak to śmiesznie grzmi. Trzymajmy się wersji, że robili to specjalnie.
W pewnym momencie zaczęłam szukać Jamesa. Musiałam mu coś ważnego powiedzieć. Nie do końca jeszcze wiedziałam co, ale dalej go szukałam. Znalazłam schody, które jak się potem okazało prowadziły na górę do korytarza. W nim było mnóstwo drzwi. Nie wiem dlaczego, ale pierwsze wybrałam trzecie od lewej. Dlaczego nie pierwsze ? Nie wiem. Zapukałam. Nic. Odtworzyłam drwi. Ukazały się jasne brązowe ściany. Parę szafek i jedna komoda. Na środku stał wielki czarny fortepian. Z nalazłam zgubę. Siedział przy nim. Zorientował się, że stoję. Obrócił się. Uśmiechną lekko. Wskazał miejsce, żebym usiadła nie daleko mnie. Płakał ? Zobaczyłam pojedynczą łez na jego policzku, którą szybko otarł. Może za dużo alkoholu ? Czasem tak ludzie mają, że przez dużą ilość zaczynają powracać do przeszłości i płaczą. Sama tak miałam. Ale chyba tutaj nie chodziło o to. Położyłam na jego ramieniu rękę w celu pocieszeniu i wesprzeniu. Znów lekko się uśmiechną. Nic nie mówił. Co tu się działo ? Bez zastanowienia zaczął coś grać. Po chwili rozbiegły się po pomieszczeniu jego donośny głos. Z koś już słyszałam tą melodie. Tak to jest Clarity. Przepięknie grał tak jak i śpiewał. Patrzyłam jak jego dłonie sprawnie poruszają się po klawiszach fortepianu. Na jego twarz, która nie wyrażała żadnych uczuć i powieki które od czasu do czasu zamykały się na dłużej, żeby pogrążyć się w myślach. Zrobiłam to samo zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w melodie, która krążyła dokoła nas. Coś pięknego. Kiedy wypowiedział ostatnie słowa i przestał grać otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego.
- Gdzie ty się tego nauczyłeś ? To jest piękne
- Dzięki – ledwie słyszalnie odpowiedział
- Co jest ? Widzę, że coś cię meczy. Coś jest nie tak ? Prawda ?
Kompletnie nic nie powiedział. Obrócił głowę w stronę za mną. Zrobiłam to samo. Zobaczyłam ramkę, a w środku czyjeś zdjęcie. Kogo ?
- Co to jest ? – zapytałam
Cisze znów zastałam u niego. Wstałam. Podeszłam do komody na której stała ramka. Nie spodziewałam się tego co zobaczyłam w niej. Jak to możliwe ? Z jakiej racji ? Przecież nie może tego mieć.
Zobaczyłam siebie na zdjęciu.
Pamiętam jak dosłownie dwa lata temu zrobiła mi ją mama na siedemnaste urodziny. Stałam przy drzewie w niebieskiej sukience.
- Skąd to masz ? Co to ma znaczyć ? – cicho nic nie odpowiadał – Do jasnej cholery skąd masz moje zdjęcie z ponad dwóch lat ?!! – krzyknęłam nie wytrzymałam. – Skąd masz to pieprzone zdjęcie !
- Usiąść. Wszystko ci wytłumaczę po kolej – mówił cicho i opanowanie 
- Nie ! Skąd kurwa masz to ?!!
- Od twojej mamy
- Od mojej mamy ? Z jakiej racji możesz mieć je od mojej mamy ? To nie dorzeczne !
- Posłuchaj mnie ! – krzykną. Stanęłam wyprostowana i pozwoliłam mu mówić – W tedy jak cię uratowaliśmy i jak siedziałaś w domu Logana kogoś mi przypominałaś. Dopiero teraz niedawno uświadomiłem sobie, że to ty. Znaczy się ty ze zdjęcia. Chcesz wiedzieć skąd mam zdjęcie – kiwnęłam głową, żeby dalej mówił – Jak już mówiłem mam od twojej mamy. Tak to prawda. Dała mi je, żebym cię znalazł. Powiedziała jak nas znalazłeś to i ją też znajdziesz
- Co to ma znaczyć ! – wtrąciłam się a zarazem warknęłam
- Dwadzieścia trzy lata temu nasi rodzice mnie dodali do domu dziecka. Miałem rodzinne. Powiedzieli mi, że jestem adoptowany. Zacząłem szukać. Znalazłem ich niecałe rok temu. No i dowiedziałem się, że mam jeszcze młodszą siostrę. Ciebie też szukałam, ale bez skutku. Aż do niedawna. Jesteś moją młodszą siostrą a ja twoim starszym bratem.
- Dlaczego mi nie powiedzieli ? – łzy spływały mi po policzkach jemu tak samo – Nie to nie może być prawda. Ja nie mam rodzeństwa ! A jak byś znalazł moich rodziców nie kazali by cię mnie szukać. Dla nich już dawno nie żyje !
- To nie prawda ! Martwią się o ciebie.
- Nie ! Kłamiesz ! – łzy coraz bardziej i szybciej spływały. Nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju. Nie mogłam dalej słuchać tego co mówił. Przecież to brednie ! Ale skąd ma to zdjęcie ! Nie on nie może być moim bratem. Przecież….jak ?
Buuu ! A teraz się przyznać nie spodziewaliście się takiego zakończenia rozdziału ? Tak wiem lubię zaskakiwać ludzi ^^ Jak się podoba rozdział ? Mi całkiem całkiem. Najbardziej końcówka związana z Jamesem. A miałam dodać zwiastun , ale dodam go dopiero w następnym rozdziale bo muszę jeszcze muzykę wybrać :)  Proszę napiszcie co o tym sądzicie :) Chce wiedzieć co mam dalej robić z tym. A wiecie, ze komentarze strasznie motywują. Nawęd byle jakie, ale dają :) Wiec proszę o komentarzyk xD
5-8 komentarzy = Nowy rozdział 
 Do zobaczenia do następnego :*

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 6




 Dziś wyjątkowo wstałam bardzo próżno. Gdyż obudziłam się po 12. Rzadko kiedy tak wstaje. Ale co się dziwić jak poszło się spać po północy. Trzeba jakoś to odespać.
Leniwie zwlekłam się z łóżka i podeszłam prosto do szafy z której wyciągnęłam ubrania  . Za oknem była strasznie dziwna pogoda. Raz słonce a raz zachmurzone niebo. I jak tu się ubrać?
Kiedy zrobiłam poraną toaletę zeszłam na dół prosto kierują się do kuchni. W pomieszczeniu już była Mikela która zajadała kanapki.
- Witam śpiocha – odezwała się pierwsza
- No Hej – wzięłam szklankę do której nalałam wodę
- Ja się spało ?
- W sumie może być. Nigdy więcej nie wracam tak późno do domu – powiedziałam i wzięłam z koszyka na owoce jedno jabłko usiadłam przy stole koło dziewczyny
- A coś ty robiła ? Sądziłam , że będziesz siedzieć w domu wiec nawęd szybciej zerwałam się z randki , żeby cię samą nie zostawiać.
Mikela była typem wrażliwego człowieka. Liczyli się dla niej bliscy. Szybko można było by ją zranić nawęd jakimś głupim żartem. Za bardzo zabiera to do siebie. Trudno jest jej to wydusić. A jak już to zrobi to znienacka i nie może przestać. Znamy się od niedawna , ale i tak kochamy się jak siostry.
- Nie uwierzysz to co powiem…
- Może jednak uwierzę – uśmiechnęła się – Opowiadaj
- No to tak stwierdziłam , że jednak wyjdę z domu i jak na złość nawęd tam nie miałam spokoju. Jak można się domyśleć spotkałam Nathan całkiem mu już od biło. Jedynie co uratowali mnie dwaj chłopacy. Jakoś tak wyszło, że szli w poją stronę. Gdy zatrzymali się pod jednym domem zachciało mi się siku i jakoś tak wyszło, że skorzystałam z okazji i poszłam załatwić swoje sprawy. Gdy już wychodziłam z domu włączyły się spryskiwacze i musiałam się wrócić. Był miły bo dał mi swoje ubrania, które w sumie były wygodne. No i poznałam jeszcze jego kolegów. I jakoś czas leciał i leciał. Oglądaliśmy jakieś filmy. Potem mnie odprowadził do domu i ma zadzwonić. Ale to jeszcze nie wszystko. To te sami faceci co przysiedli się do nas do stolika. Jak się lepiej ich pozna nie są tacy jak wtedy. Nie wydawali się tak jak by chcieli się dobrać do gaci.
- Nie poznaje cię Liz. Jak bym nie wiedziała co stało się parę miesięcy temu bym w to uwierzyła ale teraz ? Liz poszła do kogoś do domu i to jeszcze jakiegoś faceta ? Nie wierze w to…- zrobiłam minę w stylu ,,ej to prawda” -  Czy w środku jest ta sama Liz ?
- Ciołku to nadal ja. Sama w to do końca nie wierze. Przecież omijam wszystkich facetów z daleka. Ale oni ? Nie wiem coś mieli w sobie, że czułam się bezpieczniej. Coś było na rzeczy. Tak jak by musiało to się stać.
- Czy Liz się zakochała ?
- Co ? Niby w kim ?
- No nie wiem w któryś z tych chłopaków którzy tam byli ?
- Nie !- wstałam od stołu i wyrzuciłam ogryzek do kocha na śmiecie. I skierowałam się do salonu w celu przeglądania co jest ciekawego w telewizji.
Jak się mogłam spodziewać wcześniej nic nie było. Wiec wyłączyłam telewizor i poszłam na górę do swojego pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko. Przyszedł mi esemes. Z trudem się odkręciłam i wzięłam telefon. Piec nie odebranych połączeń. Od kogo ? Od Logana. Nie czekając zadzwoniłam do niego. Po czterech sygnałach odebrał.
- Już myślałem , ze się na mnie pogniewałaś – zaczął pierwszy
- A masz coś na sumieniu ? – zapytałam
- Nie                                   
- To co chciałeś ?
- Pomyślałem, a w sumie to chłopacy podsunęli ten pomysł. Czy byś nie chciała przyjść na imprezę która odbędzie się u Jamesa dziś ? – w jego głosie była nadzieja
- W sumie czemu nie i tak zapewne bym się nudziła siedząc tutaj w czterech ścianach
- Czyli idziesz ?
- Tak. Nie obrazicie się jak przyjdę z przyjaciółką ? Znaczy się bardziej James się nie obrazi ?
- Nie.
- To o której dziś ?
- Zaczynamy koło 18 prześle ci esemesem adres. Na pewno trafisz a jak nie zadzwonisz.
- Okej to do zobaczenia
- Pa
Rozłączyłam się. Wstałam z łóżka i pobiegłam do Melisy.
- Masz na dziś jakieś plany ?
- Nie czemu pytasz ?
- A pójdziesz dziś ze mną na imprezę ?- odpowiedziałam pytanie na pytanie
- A gdzie ta impreza ?
- Znaczy się Logan zadzwonił i się pytał czy bym nie poszła z nim na tą imprezę u jego kolegi. A wiesz , ze rzadko teraz chodzę na imprezy wiec udało mi się też ciebie tam wkręcić, żebym nie czuła się tam obca. To jak pójdziesz ? Proszę
- Okej
* Mikela *
To dobrze, że Liz znalazła kogoś kto może jej pomóc i przejść przez to razem. Choć czy na pewno oni jej pomogą ? Przecież nie wiedzą co się stało się parę miesięcy temu. Co robiła. Znają ją dopiero zaledwie jeden dzień. Czy na pewno robią to z dobroci albo może nie. Co zrobią jak im to powie ? Zapewne ją zostawią. Przecież ona tego nie wytrzyma. Za dużo spoczywa na jej barkach. Powinna się trochę zrelaksować może na tej imprezie będzie dobrze. Wiem tylko jedno jak ją skrzywdzą pożałują bardzo tego czynu !
Z moich pytań i przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka od telefonu. Dzwonach Nick. Odebrałam.
- Hej słonko – usłyszałam jego głos
- Hej – uśmiechnęłam się
- Masz na dziś jakieś plany ?
- Niestety tak. Idę razem z Liz na imprezę
- I mnie nie zapraszasz ?
- Wyluzuj to Liz mnie bierze ze sobą. Nie bądź od razu zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny
- Czy na pewno ?
- Dobra wygrałaś jestem. Dobra baw się dobrze tylko tam uważaj. Kończę potem jeszcze zadzwonię. Kocham cię.
- Ja ciebie też pa  
Rozłączyłam się po czym położyłam telefon powrotem na nocną szafkę 
_______________________________________________________
No to tak rozdział jest do kitu :/ Nie wiedziałam co wymyślać. Jakoś wena mi nie dopisywała -.- Ale mogę wam zdradzić , że w następnym rozdziale będzie się szybko toczyła akcja. Co chce przez to powiedzieć , że wyjdzie w niej mała tajemnica na wierzch :D A jaka ? To już tajemnica ^^ Musicie poczekać do następnego rozdziału. Wiem jestem strasznie zła :D Chyba, że podejrzewacie jaka to tajemnica :) No i dziękuje za komentarze :* I coś jeszcze miałam napisać ale co to było ? Aaa zrobiłam z nudów zwiastun do tego opowiadania co może się wydarzyć , ale nie jestem pewna czy go tutaj wstawić. Co byście zrobili na moim miejscu ?


piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 5



Tak szczerze mówiąc bardzo dobrze mi się siedziało w ich towarzystwie. Razem z Loganem i Jamesem. Myślałam , że wszyscy chłopcy są tacy sami. Co mam na myśli ? Tacy jak Nathan. Wszystko idealnie a jak co do czegoś miął pokazać swoją ciemną stronę. Tak jak w tedy on. Żeby pobić do nieprzytomności dziewczynce ? I przy okazji zabić własne dziecko ? Chore i tyle. Czasem żałuje , że to nie ja zginęłam tylko to niewinne dziecko. Co ono zawiniło ? Kompletni nic. Choć jak by tak patrzeć jak bym to ja zginęła dziecko by pewnie trafiło do domu dziecka. Żadnej przyszłości by nie miało. Tak taka jest prawda. Moi rodzice mnie nie znoszą. Wręcz przeciwnie nienawidzą. Za co ? Sama po części chciała bym się dowiedzieć. Może dlatego , że przez moją głupotę byłam razem z  Nathanem choć mnie przed nim ostrzegali poszłam razem z nim ? Ze brałam przez niego narkotyki ? Że przez niego popadłam w nałóg ? Przez co długo nie mogłam wyjść. Choć już jest dobrze. Powoli wszystko zaczyna się układać idealnie. Może nie aż tak jak bym to chciała , ale jest już o wiele lepiej. Choć nadal mam trudności z zaufaniem do ludzi a już szczególności do mężczyzn. To wszystko przez niego. Zniszczył mnie. Bardzo.
A co do tych dwojga z którymi siedziałam w jednym pokoju to … sama nie wiem. Coś było innego. Może przez to , że mnie uratowali przed Nathanem dzisiaj w parku ? Lub siedziałam bo innego wyjścia nie miałam bo moje cuchy były całe mokre a ja byłam tylko ubrana w szerokiej bluzie i spodenkach Logana ? Wiedziałam na pewno coś było innego. Coś co nie umiałam określić.
Z moich przemyśleń osobistych wyrwał mnie dziwek dzwonka do drzwi. Momentalnie bym się zerwała w celu szybkiego otwarcia ich. Lecz tym razem nie było tak. Ponieważ jedynie ich właściciel  mógł je otworzyć a był to Logan.
- To pewnie pizza , którą wcześniej zamówiliśmy – szybkim ruchem wstał i powędrował do drzwi. A ja odprowadziłam go wzrokiem.
- To jak ? – odwróciłam się w celu popatrzenia na Jamesa
- Co jak ?
- Zostaniesz jeszcze prawda ?
- To zależy czy moje cuchy już wyschły
- Mam nadzieje , że nie – powiedział cicho i delikatnie
- Co ?
- Mamy dwie duże pice z kurczakiem, kukurydzą, oliwkami, pieczarkami i podwójnym serem – wszedł do salonu  
- Pysznie wygląda  – powiedzieliśmy równo z Jamesem
- Przyniesiesz trzy talerze z kuchni ?
- Jasne tylko gdzie ?
- Pierwsza połka u góry
Jak po wyżej wymieniono tak zrobiłam udałam się prosto do kuchni w celu szukania talerzy. Po znalezieniu z powrotem ruszyłam do salonu. Gdy byłam już blisko jego do drzwi znowu ktoś zadzwonił.
- Liz otworzysz ! – krzykną Logan
- Spoko – opowiedziałam szybko i skierowałam się do wyjścia z domu
Otworzyłam brzozowe drzwi i ujrzałam dwóch mężczyzn. Jedn wysoki blondyn o zielonych oczach. Jak się nie mylę ten sam chłopak co był razem w tedy w kawiarni z Loganem. A drugi wręcz przeciwnie lekko niski podobny wielkości jak ja. Brunet o piwnych oczach.
- Jest Logan w domu ? – zapytał blondyn
- Ta – powiedziałam na odczepnego – Koś do ciebie przyszedł
Nie minęła nawęd minuta jak stał koło mnie. Uśmiechnięty od ucha do ucha przywitał chłopaków i obią mnie w pasie.
- Liz to jest Carlos – pokazał na niższego chłopaka
- Hej
- Miło mi cie poznać
- A to jest...
- Kendall – dokończyłam zdanie za niego
- Skąd to wiesz ? – powiedzieli równo wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu
- Przecież mówiłam. Byłeś w tedy w kawiarni razem z nim i zaczęliście się do mnie i mojej koleżanki przedstawiać – odbruchnełam – Ale widocznie w nic nie pamiętacie z tamtego dnia
- Co wyście wyprawiali ? – zapytał Latynos
- Kompletnie nic nie pamiętam – zmarszczył czoło blondyn  
- Ani ja. Nawęd tego jak trafiłem do domu
- Wy jesteście razem ?
- Co ? Hahah nie !
W sumie mogło by to tak wyglądać. On ciągle mnie trzymał w sowich obcięciach a ja w ogóle nie protestowałam. Co zdawało mi się dziwne bo od bardzo dawno żadnemu chłopakowi nie dałam tak blisko się do siebie zbliżyć i do tego zaledwie jeden dzień go znałam. Do tego miałam też jego cuchy na sobie. Jak to tak wnioskować to naprawdę wydawało się że jesteśmy razem lecz tak nie było.
- Jak to ?
- Po prostu był mały wypadek wiec zaaferowałem jej pomoc a w sumie przez moją nie uwagę miała całe mokre ubranie wiec to nie tak jak by się mogło zdawać – zaczął się tłumaczyć
- Popieram  go
- Tak se tylko mówcie
- Idziecie czy nie !?! – zapytał James z salonu
- Już ! – odwołaliśmy
W sumie nie było tak źle jak mi się wydawało, było wręcz przeciwnie bawiliśmy się bardzo świetnie. Dziwne , ale realne. Na początku było bardzo szorstko i ponuro. Tak szczerze mówiąc bałam się że mogą mi coś robić. Nigdy nic nie wiadomo co im może szczelić do tych głów. Lecz to się zmieniło. Zdawało mi się, że znaliśmy się od zawsze. Jak stara, dobra zgrana paczka przyjaciół. Żałowałam , że wcześniej ich nie poznałam i całkiem inaczej moje życie się nie potoczyło.
Moje cuchy wyschły  wiec mogłam spokojnie się przebrać i iść do domu. Logan zaproponowała , że mnie odprowadzi. Początkowo nie chciałam przyjąć tego, ale jak powiedział, że chce się upewnić czy bezpiecznie wrócę do domu i tym razem nikt mnie nie zaczepi. Uległam. Innego wyjścia i tak nie miałam.
Szło nam się naprawdę miło. W sumie gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Atmosfera była przyjemna. Gdy byliśmy przed domem pożegnaliśmy się. A gdy miałam już wchodzić do domu zawołał mnie i czego tylko chciał , żebyśmy się wymienili numerami telefonów bo jeszcze chce się ze mną spotkać. 
________________________________________________________________
Tak tak tak wiem rozdział miał się pojawić wcześniej , ale no nie miałam go kiedy pisać. I tak napisałam go dziś na szybkiego. No i w sumie wyszedł mi całkiem nie źle. Początek i koniec jak już mi się podobają :D Jakoś ta ich rozmowa kiepsko mi wyszła prawda ?
I jeszcze taka jedna sprawa czy ja naprawdę aż tak źle pisze ? Tylko jeden komentarz pod ostatnim rozdziałem ? Smutno mi się zrobiło bo wcześniej było ich o wiele więcej. Za komentarz bardzo dziękuje :*
Co jeszcze miałam napisać. Aaa już pamiętam zmieniłam wygląd bloga. Jak wam się podoba ? Czy może coś zmienić ?
I coś jeszcze chcecie być informowani o nowym rozdziale ? Jak tak to napiszcie mi swoje TT lub aska :)

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 4



Szliszmy wolnym krokiem. Razem z Loganem i Jamesem. Pewnie zastanawiacie się dlaczego razem ? Powód jest jeden szli w tą samą stronę co ja. Wiec co miałam robić ? Innego wyjścia nie miałam musiałam iść z nimi. Co mogę powiedzieć ? Odpowiadało mi ich towarzystwo. Z tego co mówili do siebie to idą w stronę domu Logana. Prościej mówiąc idą do niego. Logan. To imię ciągle mi się powtarzało w umyśle. Tak jak by siedział w środku nim na krześle i powtarzał swoje imię. Ładne imię podkreślam. Co jeszcze mi utkwiło ? Niezwykłe oczy Jamesa.
- Tu mieszkam – zatrzymał się i pokazała na budynek
Dom był ogromny. Co mogłam zobaczyć to duże okna, schody do wejścia frotowego, mini ogródek na przędzie domu i samochód , który stał na podjedzie przy garażu. Za bardzo nie znałam się na samochodach , ale mogłam stwierdzić, że jest to BMW. Budynek na przędzie prezentował się całkiem nie źle. Można było sobie wyobrazić co może znajdować się w środku i stuły. Wnioskuje , że jest to dom Logana
- Ładny masz dom
Jeju czy ja to powiedziałam na głos ?
- Dzięki. Odziedziczyłem go po mojej zmarłej babci.
- Współczuje ci
- Nic się nie stało. Była świetną osobą 
- Mam do ciebie pytanie
- Jakie ?  
- Mogła bym skorzystać z toalety ?
No co ? Wiem za pewne spodziewał się czego innego , ale naprawdę chciało mi się. Mój dom był jakieś 25 minut z stąd. Pewne bym nie wytrzymała. Co miałam inne wyjście ?
- Jasne

Kurka jego dom w środku był niesamowity. Jedynie co zdarzyłam zobaczyć to salon. Był hmm…. Duży, wielgachny od naszego.
Po zrobieniu swojej czynność wyszłam z łazienki i skierowałam się do salonu. Tam byli chłopacy.
- Dzięki za skorzystanie z toalety – odezwałam się
- Hahah nie ma za co – odwrócił się do mnie Logan i się uśmiechną
- To ja będę już spadać jeszcze raz dzięki
- Może zostaniesz ? – zapytał się James
- Nie dzięki. Mam dość nowych znajomości. Spotkaliśmy się tylko raz okej może i dwa razy , ale na tym koniec. Rozumiesz ? – To skierowałam do Logana - Przepraszam w mojej sytuacji nie mogę. Przykro mi.
- Jak dwa razy się widzieliśmy ?
- Nie pamiętasz wczoraj w kawiarni ? – odpowiedziałam pytaniem
- Nie. Jedynie co pamiętam to boląca głowa
- Twój kolega powinien wiedzieć jak on też nie wypił tak dużo jak ty powinien wiedzieć.
- Chodzi ci o Kendalla ?
- Dokładnie
- Stary co ty wczoraj wyprawiałeś ? – zapytał go brunet
- Już mówiłem nic kompletnie nie pamiętam z tego dnia 
- Okej załatwcie  to między wami ja wychodzę część.
Wyszłam z budynku. Zeszłam po schodach , a za raz szłam po ścieżce , która była zrobiona w kamykach. W połowie włączyły się spryskiwacze. Super. Zaledwie w parę minut zrobiłam się cała mokra. Ekstra. Miałam jedno wyjście. Wrócić. Nie chciałam wracać cała mokra przez miasto.
Zapukałam. Otworzył.
- Liz ?
- Czego się spodziewałeś ducha ? Twoje powalone spryskiwacze się włączył, jakimś cudem kiedy ja już wychodziłam. Patrz jak ja wyglądam.
- Nadal ślicznie – wystawił szereg swoich białych zębów
- Zamknij się. Mogę wejść ? Zostanę tylko do tego czasu kiedy nie wyschną mi ubrania. Chwili dużej nie będzie. Rozumiesz ?
- Jasne
Weszliśmy do salonu gdzie James stawiał na stole dwa piwa.
- Co ci się stało ? – zapytał
- Logana spryskiwacze się włączyły kiedy ja akurat wychodziłam to się stało !
- Spokojnie. Po prostu zapomniałem , że o tej porze się włączają.
- A głowy jeszcze nie zapomniałeś ?   
- Jeszcze ma ją na miejscu – wtrącił się brunet
- Okej przyniosę ci jakieś moje cuchy. Przebierzesz się a te wywiesimy , żeby wyschły.
- Nie dzięki
- Co ?
- Nie potrzebuje twoich cuchów same one wyschną na mnie – wyszczerzyłam się w geście żartobliwym.
- Chodź za mną dam ci te cuchy  
Tak zrobiłam skierowałam się za nim po chłodach w górę. Nadepnie weszliśmy w pierwsze drzwi od lewej. Z tego co mogłam wnioskować to był to jego pokój , bo grzebał coś w szafach. Jak wyglądało pomieszczenie ? Było śliczne. Podwójne łóżko. Ciekawe kto tam sypia oprócz jego :D Wielgachna szafa na ubrania. Komoda a na niej kilka jakiś figurek. Biurko a na nim laptop i jakieś magazyny. Wzięłam jeden do ręki.
- Interesujesz się motorami ?
- Tak – uśmiechną mi podając jakieś cuchy – Możesz wejść tutaj do łazienki ja będę razem z Jamesem na dole w salonie
- Okej
Weszłam do niej. Była większa od poprzedniej co była na dole. Ściągnęłam mokre rzeczy i założyłam lekko za dużą czarną bluzę i spodenki chłopaka. No i jak było powiedziane od razu skierowałam się do salonu.
- Tylko się nie śmiejcie ! Wszystko jest trochę za duże – powiedziałam za nim weszłam
- Wyglądasz ładnie – powiedzieli równo i wyszczerzyli się
- Ta dzięki . Co robicie ?
- Siedzimy, oglądamy jakiś filmy na telewizorze, popijamy piwo i wcinamy paluszki
- Haha aż tak szczegółowo nie musiałeś. Znajdzie się jedno piwo dla mnie ? – Nic nie odpowiedzieli – To jak znajdzie się czy nie ?
- Jasne. Siadaj na kanapę a ja zaraz przyniosę – powiedział brunet
Zaczęliśmy jakiś film oglądać. Można powiedzieć , że nawęd był ciekawy  
______________________________________________________________________
No to co mogę powiedzieć ? Mam nadzieje że ten rozdział się wam podoba bo ja myślę zupełnie co innego , że go całkowicie zwaliłam -.- 
Dziękuje za 4 komentarze pod ostatnią notką :D Mam nadzieje ze pod tą będzie więcej :)
I takie małe ogłoszenie parafialne rozdziały będą się pojawiać zwykle poniedziałki lub wtorki :D