Liz
Dlaczego wszystko ostatnio jest przeciwko mnie ? Dlaczego
los chce mnie całą zgładzić ? Do tego tak brutalnie ? Czemu w moim życiu
wszystko się wali ? Czemu zawsze muszę wybierać te złe drogi ? Począwszy od tej
decyzji wzięcia do ust tych narkotyków. Bez tego nie było by tej całej sobki
teraz ? Czemu jestem i byłam taka głupia ?
- Liz ? – usłyszałam znajomy i dawno nie słyszany głos mojej
rodzicielki
Coś wtedy już we mnie pyknęło.
Uczucie towarzyszące w tej chwili były straszne mieszane. Złość,
nienawiść, teschnota, smutek. Sama tak doskonale nie wiedziałam co teraz czuje.
Lecz wiem tylko jedno, że nie mogę się od razu im podać. Przynajmniej
nie w tej chwili
- Liz ? Kochanie – znów usłyszałam znajomy głos, a mimo
wszystko nie chciałam się odwracać w tą stronę, gdzie padały te pytania.
Zaraz za chwilę poczułam czyjąś rękę. Domyślałam się kogo
może być, ale jednak strach górował na spojrzeniem się tam
- Liz kochanie jest dobrze – kolejny raz usłyszałam ten sam
głos
- Nic nie jest dobrze mamo ! – wybuchnęłam i spojrzałam w
jej stronę
Zobaczyłam swoja rodzinę ? Mama stała tak blisko, że aż
czułam jej zapach lawendowych perfum, które tak kiedyś strasznie lubiłam w dzieciństwie.
Od razu przypomniał mi się jeden dzień.
- Kochanie nie
widziałaś gdzieś moich perfum, te które dostałam od ojca na swoje urodziny ?-
rodzicielka weszła do mojego fioletowego pokoju.
Siedziałam właśnie na
łóżku ucząc się pierwiastków chemicznych z chemii, której tak nienawidziłam.
- Nie, nie widziałam
ich – wychyliłam nos z nad książki
- Na pewno ich nie
widziałaś
- No cóż trudno mi
stwierdzić – uśmiechnęłam się łobuzersko – one są takie śliczne i na dodatek
tak ładnie pachną – znów wlepiłam wzrok w podręcznik
- No tak mogłam się
domyśleć. Wiedze, że Liz już przywłaszczyła sobie moje perfum- pokazała wolną
ręką na półkę, gdzie akurat stały.
Ja natomiast lekko się
uśmiechnęłam, a potem obydwie wybuchłyśmy nie kontrolowanym śmiechem.
Tak moje relacje z rodzicami były w tych czasach wspaniałe co
ja mówię były wyśmienite. Nikt chyba nie miał takich stosunków z rodzicami jak
ja. Wszyscy mi tego zazdrościli. Wszystko jednak do czasu, kiedy zaczęło się
psuć.
Co teraz miałam zrobić ?! Przywitać wszystkich ciepło jak by
nigdy nic się nie stało ? No cóż nie potrafię od tak tego zapomnieć.
Najbardziej chyba byłam zrażona do ojca, który stał w progu wejścia i wpatrywał
się na swoje czarne wypolerowane skórzane buty. Szczerze w ogóle nie chciałam z
nim gadać. Najchętniej już nigdy ! Wiem, że jest tu tylko z przymusu, bo tak
chciała mama. Był tu, bo musiał po prostu. Jamesa natomiast, który stał tuż
przy mamię wpatrując się we mnie co chwile z oczami przepraszającymi. Wiedziałam,
że był przebity tylko czym ? Nie wiem co zrobić z nim. Chciał pomóc
przynajmniej tak mówił, ale jak naprawdę jest ?
Co teraz miałam robić
?
Co do cholery zrobić,
żeby było jak dawniej ?!
- Liz powinnaś się jakoś przywitać ze swoją rodziną –
powiedziała moja lekarka prowadząca
- Jak mam ich przywitać jak o mnie dawno zapomnieli. Może ja
ich też zapomniałam i ich już dawno wyrzucili ze swojego życia – warknęłam,
może trochę za ostro
- Liz to nie prawda nie zapomnieliśmy o tobie. Nigdy bym o
tobie nie zapomniała! Jesteś moją córką, którą kocham – rodzicielka ponownie dotknęła
mojego ramienia
- Nie chce od nikogo litości, a już nie od was ! Gdybyś mnie
kochała nie pozwoliła byś mi być tu gdzie teraz jestem. Wszystko było by inne !
– odepchnęłam jej ciepłą rękę z mojego ramienia
- To nie pra…
- Daj spokój Eleno to nie ma sensu – pierwszy raz ojciec się
odezwał od kand tutaj wszedł. – To był jej wybór nic na to nie poradzisz
- Tak tato to był mój wybór, ale ty powinieneś mnie wesprzeć
kiedy było źle, a nie pchać dalej w to gówno !
- Loren do Liz
przyszli goście mogą do niej wejść -
usłyszałam głos pielęgniarki, a w progu całą grupkę moich znajomych Melise,
Carlosa, Kendalla nawęd Logan był. Zdziwiłam się, bo po ostatniej sprzede myślałam,
że nie będzie tutaj przez jakiś czas przychodzić. W sumie spójrzmy prawdzie w
oczy myślałam, że nikt tu nie będzie przychodził.
- Tak mogą wejść i tak miałam wziąć rodziców Liz na rozmowę powinni
wiedzieć co się z tobą dzieje – spojrzała na mnie
- Nie muszą wiedzieć – warknęłam i podeszłam do grupki
swoich znajomych
Od razu usiedliśmy na żółtej kanapie, a reszta wyszła oprócz
Jamesa, który też dołączył do nas
- Jak się dziś czujesz ? – spytała mnie Melisa
- Dobrze, ale to zajść tutaj, które było chciałabym, żeby
nie miało miejsca wtedy byłoby o wiele lepiej – uśmiechnęłam się
- Przepraszam – brat wychrypiał cicho ledwie słyszalnie
Podeszłam do niego i usiadłam na wolnym miejscu i go
przytuliłam
- Myślałem, że robię dobrze, że się ucieszysz, kiedy ich
zobaczysz
- Wiem to, nie myśl o tym – uśmiechnęłam się szczerze do
niego pierwszy raz od kont go poznałam
- Dobra koniec tego – stwierdził Kendall – Może w coś razem
zagramy. Widzę, że masz tu niezłe gry – wskazał na półkę z jakimiś grami,
szczerze mówiąc nie grałam jeszcze w żadną z nich – Co o tym myślicie ?
- Jasne czemu nie przynajmniej
nie będzie nie zręcznej sytuacji – stwierdził Carlos
Wiec witajcie na stępie przepraszam za to, że nie dodałam
rozdziału w sobotę czy w niedziele, ale niestety nie mogłam bo cały dzień
musiałam praktycznie poświecić na nauce, wiecie ostatnie poprawki i wgl -.- W sumie w ogóle nie powinnam go wstawiać bo nawęd
nie było 7 komentarzy pod ostatnim, ale dodaje może pod tym będzie więcej : ) Co
do rozdziału to szczególnie mi nie wyszedł pisałam go na lekcji chemii w piątek
wiec jest okropny nie przyłożyłam się do niego xD To chyba tyle co chciałam wam
powiedzieć do następnego