sobota, 10 maja 2014

Rozdział 17

Liz

Szłam bezczynie ze spuszczoną głową przed siebie. Tam gdzie nogi poniosą mnie. Na koniec świata ? Chciałabym zobaczyć jak tam jest. Czy naprawdę istnieje koniec tej planety, na której jest  tak pełno życia ?
W końcu musiałam podnieść głowę. Gdzie teraz byłam ? Nie mam pojęcia. Byłam na środku czegoś ? Otaczały mnie białe ściany, podłoga i sufit. Przede mną stało drzewo. Można wspomnieć, że to już pół drzewa, bo tylko po nim zostały korzenie. Podeszłam do niego bliżej. Pochyliłam się nad nim po czym przyjrzałam mu się uważnie. Było całe spróchniałe. Pozbawione definitywnie życia.
„Chce go dotknąć”.
Usłyszałam w swoje głowie głos.
Wychyliłam swoją prawą rękę w jego stroną. Tak blisko. Dzieliło mnie tylko parę centymetrów od dotknięcia go. Naglę poczułam czyjąś rękę na mojej ręcy…
- Aaaaaaaa – obudziłam się ?
- Pano Liz Beson. Pano Liz..
- Gdzie ja jestem ? – zaczerpnęłam gwałtownie powietrza
- Jest Pani w ośrodku. Pamiętasz co się działo w ostatnich 24 godzinach ?
- Uh.. chyba tak. Byłam tutaj… - starałam się przypomnieć sobie coś – Przesiedziałam tu cały dzień razem z Nathanem
- Kto to Nathan ? – zdziwiła się pielęgniarka
- Przecież przesiaduje tutaj ze mną praktycznie każdy dzień. Pilnuje mnie, żeby nic mi się nie stało. Prawda, że jest kochany ? – uśmiechnęłam się
- Tak, tak.. Chyba będziemy musiały  porozmawiać szybciej niż myślałam. Widzimy się dziś po południu dobrze ?
- Dobrze ? – wyszła
O co jej chodziło ? Przecież czyje się znakomicie kiedy jest przymnie Nathan. Czuje się przy nim naprawdę bezpiecznie. Czyje, że wyjdę z tego kiedy on tutaj jest. To wspaniałe uczucie kiedy jest ktoś na kim ci zależy, a mu zależy na tobie.

***

- Pano Liz czas na popołudniową rozmowę z Loren. Już na ciebie czeka w gabinecie – ochroniarz, który jak się nie mylę miał na imię Eric wziął mnie pod pachę i zaczął prowadzić do gabinetu.
Wyszliśmy z pokoju. Minęliśmy korytarz z salami, świetlice - w której jeszcze nie byłam ani razu - i recepcie, aż weszliśmy na odział zamknięty. Trudno się przyznać, ale przeraziłam się co tam zobaczyłam. Ludzie z pokojów zaczęli krzyczeć niektórzy nawęd kopali drzwi inni nawęd robili to i to na raz. Dreszczy mnie przeszły po całym ciele na samą myśl o tym, że nie chce tak zwariować jak oni. Wiem to smutne, ale to rzeczywistość.
Dotarliśmy do gabinetu. Eric zapukał i usłyszeliśmy ciche proszę i weszłam do pomieszczenia.
- Witaj Liz – włożyła książkę na półkę po czym odkręciła się w moja stronę i uśmiechnęła się do mnie – usiać – pokazała na brązowe krzesło. – Jak się dziś czujesz ?
Czy wszyscy muszą zaczynać tutaj wizytę od tego pytania ? Zaczynam go nienawidzić.
- Uh.. chyba dobrze – zaczęłam się bawić swoimi palcami.
Wyciągnęła z szafki jakieś papiery - jak się nie mylę są to moje dokumenty – które zaczęła przeglądać.
- No dobrze. Może powiesz mi kim był/ jest  Nathan ?
- On ? On jest moim chłopakiem… Uh.. którego bardzo kocham. Pomógł mi, kiedy rodzice dowiedzieli się, że biorę używki.
- Pamiętasz może od czego się zaczęło ? Jak zaczęłaś barć narkotyki ?
- Przez mgłę – mruknęłam – Zaczęło się od tego, że nie dawałam sobie rady z wszystkim co otaczało mnie wokół. Dom, szkoła, znajomi, przyjaciele. Świadomość mi podpowiadała, że to najlepszy sposób, że oderwie się od rzeczywistości. Pozwolę sobie zapomnieć złe chwile.
- Liz, a pamiętasz co się stało kiedy rodzice się o tym dowiedzieli ?
- Tak – odpowiedziałam cicho – Nie chcieli mnie znać – powiedziałam ledwie słyszalnie
- No dobrze. Zmienimy może temat. Może pamiętasz, kto cię ostatnio odwiedzał ?
Starałam sobie przypomnieć, ale niestety nic nie pamiętam. Co się ze mną dzieje ? Nie chce taka być.. nie chce tego życia, które teraz mnie otacza, chce zacząć wszystko od nowa. Od nowa z nowym startem w ręku !!!

James

Czas zrobić porządek z rzeczami, które odkładałem na półkę spraw, które nie chciałem z jakiś przyczyn je rozwiązać. Myślałem, że rozwiązanie ich nie przyjdzie mi z łatwością. To prawda nie przychodzą z łatwością. Najtrudniej je zacząć, ale gdy zrobi się pierwszy ten najważniejszy krok potem wszystko staje się o wiele prostsze. Widzimy tą rzecz w nowym świetle z nowymi rozwiązaniami o wiele lepszymi.
Mam nadzieje, że i ta sprawa zostanie rozwiązana tak jak sobie to zaplanowałem.
Stałem przed drzwiami czekając, aż ktoś z domowników je otworzy. Chwila trwała wiecznością, ale w końcu otworzyli.
- Mamo, tato – jeszcze trudno było mi się oswoić z tą myślą, że mogę ich tak nazywać, wiec te słowa trochę chłodno wyleciały
- Synu jak dobrze cię znowu widzieć – ojciec mnie przytulił i rozkazał wejść do środka
- Masz jakieś informacje synu o naszej córce ? – mama usiadła naprzeciwko mnie na kanapie
- Mianowicie po to tu przyjechałem. Muszę z wami poważnie porozmawiać
- Coś się stało James ?
- James co się stało z Liz – rodzicielka się przeraziła
No cóż naszedł ten czas kiedy muszę sprawę wyciągnąć z tej półki nierozwiązanych spraw. Mam nadzieje, że oni to zrozumieją i pójdzie wszystko jak z płatka.
- Nie… to znaczy tak… nie sam już nie wiem do końca jak już jest – wziąłem łyk wody, którą wcześniej przyniósł mi ojciec – Dobra wiadomość jest taka, że znalazłem Liz, żyje jest cała i zdrowa…uh.. to trudne.. – przeczesałem ręką swoje włosy – Ona nadal bierze narkotyki..
- Wiedziałem, że to nie najlepszy pomysł, żeby ją szukać żyje tam swoim świecie razem z Nathanem tym nie odpowiedzialnym chłopakiem – przerwał mi najstarszy z grona
- Eriku jak możesz mówić tak o swojej córce ! – skarciła go matka
- Eleno wiesz co myślę na ten temat o tym wszystkim. Wypowiedziałem się już o tym rok temu.. mojego zdania już nie zmienisz
- Matko, ojcze – wtrąciłem się do ich rozmowy – Ona nie jest już z Nathanem.. Wbiła się z dołu, który sami jej wykopaliście.
Wiem, że prawda boli, ale innego wyjścia nie miałem.
- Mieszka razem z koleżanką Melisą i pracuje jako barmanka w kawiarce. Nie bierze już używek. Przynajmniej do czasu kiedy ją poznałem. Gdy się o wszystkim dowiedziała o tym, że jestem jej starszym bratem coś do niej wróciło. Zaczęła od nowa z tym świństwem. Zaczęła gorzej niż wcześniej. Do tego zaczęła się ciąć. Trafiła do szpitala ze śpiączka..
- O mój Boże – wykrzyczała matka
- Żyje obudziła się, ale stwierdzono u niej schizofrenie teraz jest w ośrodku psychiatrycznym. Jest dobrze, bo chce się leczyć i może z tego wyjść. Jest dopiero w pierwszym stopniu choroby, którą można wyleczyć.
_______________________________________________________________

Buu… przychodzą do was z nowym rozdziałem po dość długiej nie obecności. Jakoś nie chciało mi się przysiadać do tego i pisać, a i tak czytelników tutaj za wiele nie ma i nawęd nie wiem czy nie zamknąć bloga. Nawęd pod ostatnim rozdziałem tylko 5 komentarzy było, a za zwyczaj było ich około 10/14, wiec nie wiem co zrobić z nim. Może jakoś spróbuje odbudować go od nowa ? Zrobiłam zakładkę Informowani chce wiedzieć, kto będzie takmi stałym czytelnikiem tego czegoś xD (i tak wiem, że ich wielu nie będzie)  Druga sprawa dziękuje PaulinaKFS za ten komentarz pod ostatnim rozdziałem, bardzo mnie on zmotywował do dalszego pisania <3 Jeszcze raz ci dziękuje <3 Trzecia sprawa założyłam drugiego bloga co prawda nie jest o BTR, ale mam nadzieje, że i on też was jakoś zachęci do czytania  http://loveisnot-a-teddybear.blogspot.com/ 

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Dobrze, że się pojawił, bo miałam wielką chęć coś przeczytać. Nie zamykaj bloga. Ja go cały czas czytam. Idę się wpisać do tej zakładki :P

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział, mam tylko nadzieję, ze Liz zapomni o Nathanie i, że Logan będzie w stanie ją wesprzeć i się nie poddadzą :)
    Pozdrawiam i czekam na nn ;*********************

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetny. Błagam nie zawieszaj bloga! CZekam xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie waż mi się zawieszać bloga!! Ta, to rozkaz!!!
    Rozdział świetny.
    Jestem ciekawa jak zareagują jej rodzice na wieść o chorobie.
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń